31 grudnia 2011

Cichy Sylwester

Szczęściarz przegiął wczoraj i ciężko zapracował na cichego Sylwestra... Chciał, dostanie... Żeby nie myślał, że (wg jego słów :)))) tylko gadam.. Jakby żył w siedemnastym stuleciu i poznał mnie w dniu ślubu.... Wiedział, że mam przerost strun głosowych i MUSZĘ, po prostu muszę głośno wyrażać moje myśli... A ten jakby z księżyca spadł? Widziały gały co brały.....

Sylwester (jak u Dody :)) na balu pilotów. W menu bezalkoholowy szampan, muszę jeszcze coś na kolację wymyślić i to cały plan na dziś...

Przeprosić się pewnie pozwolę, bo swoją drogą długo nie wytrzymam milcząc :))

Postanowień nie robię, bo się boję...
Zeszłoroczne wykonałam do czerwca i potem w ramach bonusu dostałam Groszka ( z Groszka się cieszę, z przerwy w pracy nieco mniej...). Teraz więc powinnam postanowić tyle, żeby wystarczyło do grudnia, a tego na pewno nie dam rady wypełnić, więc nie postanawiam wcale...

Życzę Wam, by nadzieja na lepszy rok towarzyszyła Wam co dzień.
Głównej wygranej w totka,
pięciu miesięcy słonecznego lata
i obniżki cen paliwa :)
Optymizmu i powodów do uśmiechu na twarzy...

Szczęśliwego Nowego Roku Wam wszystkim!

30 grudnia 2011

Kicz i malaria

No i stało się... Mojemu starszemu dziecku podoba się zupełnie co innego niż mnie... Stara się czuję, jak to usłyszałam kiedyś w jakimś serialu "poprzednie pokolenie".... Ehhhh....

Moja malutka córeczka za czas jakiś (krótszy niż dłuższy) stanie się dumną posiadaczką lat pięciu i w związku z tym obmyślamy prezent dla niej. Ponieważ ściany naszego mieszkania z gumy nie są, a święta dodały jej zabawek kilka (po tym, jak wynieśliśmy do piwnicy dwa wielkie wory innych, z których wyrosły już moje progenitury), nie chcemy zatem kupować jej nowych. A praktyczne prezenty to coś, czego tygryski nie lubią. Wymyśliłam jednak coś innego.

Młoda jest w wieku "księżniczek i wróżek" oraz "najpiękniejszego na świecie koloru różowego"... No comments...

Do tej pory broniłam się jak mogłam przed różem. Wszystkie swoje cztery różowe ciuszki dostała od kogoś, ja wolałam zielenie, pomarańcze, żółcie, jednym słowem kolory wszystkie, poza różowym....

Stwierdziłam jednak ostatnio, że tak naprawdę teraz ma czas na księżniczki i wróżki, za kilka lat zapomnimy o tym temacie, więc dostanie na urodziny strój- przebranie. Znalazłam w tesco całkiem nieźle wykonany i, co najważniejsze- nie różowy! strój Dzwoneczka (takiej wróżki z animowanki disney'a). Pojechałyśmy dziś tam razem, by "przypadkiem" zobaczyła go i się zachwyciła.... I co? I zonk!

- Mamusiu, przyjechałyśmy tutaj, bo chcesz mi kupić coś na urodziny?
- Nie córeczko, przechodziłyśmy tylko, bo muszę coś kupić...

(oj wiem, nieładnie kłamać, ale w końcu ma to być niespodzianka...)

- Podoba ci się tu coś córcia?
- Tak mamo. Tamta różowa sukienka księżniczki, najpiękniejsza na świecie....

No i bądź tu mądra i wybierz coś sama dla pięciolatki..... Zaczynam się poważnie obawiać, że nie nadążę za gustem mojego dziecka, bo za jej bystrością już nie nadążam....

Ale chce, to dostanie, w końcu kiedy ma być księżniczką, jak nie teraz? A że sukienka jest kiczowata? Ja jej tego nie powiem, dzieciństwo w końcu do czegoś zobowiązuje..... Głównie rodziców :)))

29 grudnia 2011

Postanowiłam zostać zołzą

Sprawa okazała się jednak niełatwa..
Bo dla kogo mam niby nią być? Szczęściarz co prawda mówi, że czasem bywam zołzowata, ale i tak mnie kocha, więc nie mam się starać... Małolaty niezależnie od tego, co robię wpadają na starą matkę, przewracając ją na glebę, przytulając, więc nie zwrócą uwagi na zmianę... Rodzice muszą kochać, niezależnie od poziomu zołzowatości, więc na wszelki wypadek nie sprawdzam na nich mojego nowego postanowienia... Teściowie? Prawie jak rodzice, więc choćbym chciała, mam opory...
Ludzie w pracy? Nie są niemili, więc patrz pkt: opory...

I bądź tu człowieku konsekwentny... Zresztą inne stany mojego ja też mi średnio wychodziły- sfrustrowana kura domowa zmieniła się (nazbyt łatwo) w szczęśliwą kobietę pracującą, więc jest szansa, że zołza zostanie jednak spłakaną kobietą w ciąży (co mi ostatnio najlepiej wychodzi, nawet jeśli chodzi o oglądany program w tv czy czytany właśnie artykuł w gazecie...). Tak więc konsekwencja nie jest moją mocną stroną...

Zresztą jak tu być konsekwentnym, gdy się czuje i wygląda jak małe słoniątko, a tu dopiero połowa ciąży? Groszek od wczoraj kopie jak szalony, zwłaszcza nocną porą, więc marne widoki przede mną... Może na nim poćwiczę zołzowatość, gdy nie prześpię kilku nocy? Chociaż z drugiej strony, zawsze może mi "oddać" gdy dorośnie, więc może lepiej nie?

24 grudnia 2011

Wesołe Święta czyli nudno nam na pewno nie będzie....

Ostatni tydzień to i duma, bo moje dziecię zakasowało wszystkich w jasełkach, i zadumanie nad sensem "rodzinnych i pogodnych świąt", które okazują się ciągłą przepychanką... Szkoda gadać...

Scenka rodzajowa. Miejsce akcji: samochód. Uczestnicy: cała rodzinka.
Przejeżdżaliśmy obok miejsca, gdzie mieszkałam przed poznaniem Szczęściarza (Kate pozdrawiam!! ). Pokazuję je dzieciom.

- Tu mieszkała kiedyś mama.
Młoda: - A teraz mieszkasz z nami?
- Tak, teraz mam fajniejszego męża i fajniejsze dzieciaki i mieszkam w fajnym miejscu...

(nieświadoma, że lawinę wywołałam swoim niefortunnym sformułowaniem)

- A jak twój poprzedni mąż miał na imię?

( że co? to takie wnioski mogła wyciągnąć??? nic to, kontynuuję rozmowę z pięciolatką...)

- Kochanie tatuś jest moim pierwszym mężem...
- A drugi jak będzie miał na imię?

(tu już ze Szczęściarzem zaczynamy się dusić, bo ile można powstrzymywać się od śmiechu?)

- Myszko, gdy ludzie się kochają, chcą być razem i nie chcą mieć drugiego męża czy żony...

(w tym momencie Szczęściarz szepce "dopóki mnie nie wqrzysz i cię nie uduszę...")

-Mamusiu, myślę, że drugi mąż będzie.... mądrzejszy....

Tu już nie wytrzymałam, parsknęłam śmiechem, nie wiem tylko, dlaczego mój pierwszy mąż miał taką niewyraźną minę??




Kochani życzę Wam, by Święta Bożego Narodzenia okazały się prawdziwie rodzinnymi. By wszystkie niesnaski i spory były zapomniane, a w Waszych domach panowały spokój i miłość...
Życzę Wam Wesołych Świąt!!!

18 grudnia 2011

Myślałam... To podobno nie boli, ale...

Mamy w domu zestaw żetonów do gry razem z kartami. Służy on najczęściej (niestety) dzieciom do zabawy. Było tak i wczoraj. Po wszystkich wieżyczkach, kwiatkach, drogach dla aut przyszła najmniej lubiana przez dzieci część zabawy czyt. sprzątanie. Młodszy zrobił to, co robi zawsze, gdy wieczorem przed snem pada hasło "sprzątamy" czyli zasnął na kanapie. Młoda miała pozbierać żetony. Przychodzi za jakieś dziesięć minut do nas do sypialni i oznajmia:

- Mamo, ja zobaczyłam ile jest żetonów i myślę, że nie dam rady ich sprzątnąć...

I w ten sposób dowiedzieliśmy się, że nasze dziecko myśli...


11 grudnia 2011

I mąż czasem jeszcze zaskoczy..

Byliśmy wczoraj na spacerze. Mąż miał dzień dobroci dla żony i zaprosił rodzinkę na spacer i obiad...
Nasza starówka z olbrzymią choinką, świątecznymi dekoracjami i światełkami nastrajała świątecznie... Tylko śniegu mi zabrakło.... Mam nadzieję, że do świąt spadnie, bo ta odrobina dziecka, która jeszcze pozostała we mnie, łaknie śniegu, mimo porannego marznięcia na przystanku czy oszczędności pana motorniczego na ogrzewaniu w tramwaju....

Bilans wczorajszego dnia:
- nieposprzątana (dalej) szafa w sypialni z wybebeszoną częściowo zawartością i bezpowrotna utrata weny do sprzątania, trza się będzie zmusić dziś...

- bolące z przejedzenia brzuchy (jakby nieco większe niż przed spacerem? U mnie jeszcze rozumiem, mój i tak już odstaje od pionu, ale żeby Szczęściarz aż taką empatią się był wykazał? No jak nic, dzień dobroci dla żony :))).
Ale jak tu nie skusić się na nasze ulubione ziemniaki z pieca z pyszną zawartością, mimo bandyckiej podwyżki cen? Ja rozumiem, że od lata nas tam nie było, ale szok cenowy ogromny.... Jednak gorący kompot jabłkowy z goździkami i cynamonem wynagrodził mi go, tzn ów szok :)....

- jeden, silnie przestraszony przez gościa w czerwonym ubranku i z dużym brzuchem, trzylatek, który na wszelki wypadek schował się za nogą taty i stwierdził, że Mikołaja to on i owszem, w przedszkolu, lubi, tu nie... W sumie się nie dziwię, łazi toto po Długiej i straszy dzieci, a prezentu ani widu ani słychu....

- spokój w samochodzie, bo dzieciarnia zasnęła z nadmiaru niekoniecznie-świeżego, bo mówimy przecież o centrum miasta, ale na pewno powietrza :))

****
Dziś bonus. Coś, co znalazłam TU i wklejam, by nie zaginęło w czeluściach internetu :)))

Kobieto! Chcesz, żeby twój mąż szybko wrócił z pijanki z kolegami? Wyślij mu SMS-a o treści ''Bierz wino i przyjeżdżaj, mój idiota wróci jutro'' - a potem wyłącz telefon.

3 grudnia 2011

A ja tylko spokoju chciałam.....

Jak wqr........zyć kobietę w ciąży, która chce tylko odrobiny ciszy i spokoju? Nic łatwiejszego- trzeba jedynie łazić za nią w trójkę (dzieci bym zniosła, ale Szczęściarz zszedł był do ich poziomu umysłowego) i wrzeszczeć ile fabryka głosu dała...

Bawili się w naszej sypialni, zrobiłam sobie inkę w wersji cappuccino i usiadłam na kanapie, puchnące nogi w górze, żyć nie umierać... Przylazło tałatajstwo, bo wymyślili nową zabawę i potrzebowali przestrzeni do niej, czyt. podłogi w salonie, czyt. mój telewizor słyszeli sąsiedzi dwa piętra wyżej, ja słyszałam tylko wrzaski mojej menażerii.... wrrrrrr...

Nic to, zmieniam pokój, niech się bawią, w końcu zajęci są prawda?
Przeniosłam się do sypialni, ineczka, książka, laptop, żyć nie umierać...
Tiaaa.... Nie minęło pięć minut- są!!! Przecież żadna zabawa nie trwa długo, a do kolejnej warunki idealne są w sypialni...

I łażą tak i wnerwiają mnie już z godzinę, a ja biedny żuczek chciałam się tylko przez chwilkę zrelaksować...

2 grudnia 2011

Nauka czytania czyli nudne życie też może być piękne...

Młoda uczy się. Codziennie czegoś nowego. Aktualnie uczy się czytać. Dla niektórych rodziców niecałe pięć lat to za wcześnie... Dla mnie - w sam raz. Sama czytałam płynnie mając pięć lat. Dzięki temu zaczarowany świat książek stał się moim udziałem już od początku szkoły podstawowej.
Młoda czyta pojedyncze słowa, pierwsze sylaby, a to, czego nie doczyta- wymyśli... Nie piszę - domyśli się, bo ona po prostu wymyśla ciąg dalszy słowa czy ciągu słów...

Uczy się też w przedszkolu. Ostatnio- w związku z przedszkolnymi jasełkami m.in. kolęd i pastorałek.

Tyle tytułem wstępu.

Akcja właściwa. Szczęściarz i jego ulubione domowe zwierzątko - laptop. Zajmują się sobą już jakiś czas, gdy laptop bezpańsko zostaje w sypialni z otwartą stronką joe monster (kto nie zna, a lubi się pośmiać, polecam ), na której Młoda zawzięcie coś "wyczytuje" i natychmiast dzieli się zdobytą wiedzą...

- Tato, tam jest filmik "Przylecieli aniołkowie", mogę go otworzyć i zobaczyć? Bo uczymy się tego w przedszkolu!!!

Zdziwiony (zdumiony wręcz nieprzeciętnymi zdolnościami naszej córki, która czyta już takie skomplikowane słowa) Szczęściarz idzie wraz z Młodą, by zobaczyć, co też nasza latorośl znalazła, wraca za moment pokładając się ze śmiechu, tłumacząc

- Film ma tytuł i owszem, ale nie "Przylecieli aniołkowie", a .......... "Przyłapani kochankowie" :)))))

****************

Dawno nie pisałam, ale czas mija, a nasze życie w zasadzie jest monotematyczne. Dlatego nie będę Was zanudzać tym, jak jest mi dobrze w pracy, dzieciom w przedszkolu (co dzień w momencie odbioru ich z ww placówki słyszę "maaaaaaaaaaaaamooooooooooooooo, jeszcze nieeeeeeeeee"). Brzuszek rośnie, zaczynam się mieścić już tylko w spodnie ciążowe... Nuda panie, nuda.... I daj nam taką nudę dalej, bo mi z nią dobrze... I nawet wstawanie o piątej rano mi nie przeszkadza...
I to, że czeka na mnie sterta prasowania też nie... Dzieciaki w tej chwili sprzątają salon, Szczęściarz robi im kolację, a ja mam czas dla siebie... Wiem, jak, i potrafię go wykorzystać, więc przestaję robić sobie zaległości i ruszam w odwiedziny do Was :) Dobrze mi tak...