5 marca 2024

Warto było czyli miałam swoje pięć minut...

 W czeluściach internetu krąży mem, w którym dziecko w niedzielny wieczór zaczyna zdanie od: mamooooo, a pani z plastyki kazała na jutro przynieść... i w tym miejscu każdy sobie dopowiada.

No więc, ja to przeżyłam. We wtorek. Dziś. 15 minut przed wyjściem z domu. Do szkoły.

- Mamooo, będziesz na mnie zła...

-Dlaczego? ( zła bywam zwykle na jego starszego brata, gdy olewa to, co mówię w jego piętnastoletnie ucho)

- Bo pani od polskiego kazała nam przynieść materiały do wykonania makiety...  ( Narnię odkrywają na polskim)


I wtedy miałam swoje pięć minut. W końcu nie po to latami zbierałam przydasie, by teraz się zdenerwować... Wprowadziłam Najmłodszego do swojego królestwa, otworzyłam szufladki ze skarbami i...

- Czego Synu potrzebujesz? 

Dumna z siebie znalazłam wszystko, co Najmłodszy wymyślił, ten zapakował i pojechał do szkoły.

A teraz będę czekać na kolejny raz. Bo nastąpi. Na pewno. W końcu znamy się już niemal dwanaście lat.

24 lutego 2024

Kogoś czas przedstawić

Niemal już facet. Gadatliwy, roześmiany, empatyczny. Typowy piątoklasista. Uważa, że zjadł "wszystkie rozumy", nauczyciele faworyzują dziewczynki a mamę wystarczy przytulić by zmiękła i da radę wszystko załatwić.

Ostatnio rozmawiamy o jednej z aplikacji do nauki języków, bo zrobił jakiś rekord. Odczytuje mi listę języków obcych, których nauki już próbował. 

- Japoński.

-Japoński, a skąd Ci się wziął japoński??

- Nudziło mi się....

No cóż... Gdy dzieci się nudzą, nawet japoński może być...

18 lutego 2024

Brak mi empatii czyli Dzień Kota naszymi oczami lub raczej twarzą

 Zła żona ze mnie, zła kobieta... A wszystko przez kota...

Leży sobie moje ślubne Szczęście na kanapie. Zrelaksowany, jak tylko w sobotę można. Wpatrzony w komórkę, jak to tylko on potrafi. Szachy na tapecie, gra. 

A w tle odbywa się kłótnia. Jak co dzień. Wiele razy dziennie. Nasze dwie Koty wrzeszczą i uskuteczniają berka. 

Tak więc, Szczęściarz leży, koty biegną przez salon, cóż takiego może się stać? 

Mała Kota odbiła się od podłogi, przefrunęła nad stolikiem kawowym, zrobiła międzylądowanie na twarzy Szczęściarza i pofrunęła dalej, zmieniając trajektorię zrywającym się z krzykiem mężem moim jedynym.

A ja? Oplułam się kawą, którą piłam w tym czasie, a na zarzut rzucony z kanapy:

- Pożałowałabyś chociaż trochę podrapanej twarzy mej!

- Gdy tylko przestanę się śmiać...- byłam w stanie ledwie wybełkotać.

Brak mi empatii i zupełnie nie popłakałam się ze śmiechu.


P.S. Żaden mąż nie ucierpiał (za bardzo) podczas tej akcji.

23 lutego 2022

Nudy chcę, potrzeba mi nudy.....

Nie piszę, nie dlatego, że nie mam o czym. Ba! Gdybym miała czas pisać o wszystkim, co zdarza mi się w życiu, napisałabym encyklopedię. Pięciotomową co najmniej. A drugie tyle, gdybym miała dopisać, o czym zapomniałam, co zawaliłam...

A to wszystko pomimo planerów, przypominaczy i kalendarza na lodówce...

No nic. Może tym razem uda się coś częściej, systematyczniej... Ale nic nie wiadomo. Nigdy. Dziś np. poszłam do pracy normalnie, a okazało się, że paskud na C pokiełbasił nasze normalnie i dzień spędzałyśmy w półtora etatu (czyli dwie) zamiast pięciu osób... Na liczniku mam dziś 10500 kroków a do wieczora daleko...

Jeszcze ferie. Całe szczęście. Tylko dlaczego czas tak zasuwa? Groszek w maju będzie miał swoje święto, które wymaga mnóstwa przygotowań, a ja głęboko w polu...

Starsza młodzież na szczęście na rozdrożu- jeszcze siódma i już pierwsza liceum (czuję się staro...brrr) więc tu przynajmniej dodatkowego stresu nie ma.

Praca SIĘ nowa znalazła, aż wstyd przyznać się, że całe cztery minuty z garażu na parking się przemieszczam. Szkoda, że przez ruchliwy las drogą wojewódzką, bo mogłabym nadbagaż rowerem zrzucić po drodze. A tak szóstą oponkę (licząc razem z tymi samochodowymi) wożę na siedzeniu kierowcy...

Ostatnio myślę, że wybierając ścieżkę życiową powinniśmy mieć doświadczenie takie, jak po czterdziestce. Wiesz, co lubisz robić, co cię pasjonuje... A z drugiej strony ja miałabym ciężki wybór. I diy, i szydełko, i renowacja mebli, ogród i do tego  zainteresowanie skutkujące popełnieniem studiów podyplomowych... Trójka dzieci, dom, praca na pełen etat... Kocham to! I nudy potrzeba mi! Trochę, odrobinkę, ciutko...

Pozdrawiam!

20 marca 2021

Demony chemii

 Moje dzieci rosną. I to jak... Dwie trzecie z nich to już nastolatki. A ja dalej młoda ( hmmmm) i piękna (oraz skromna) i ... nieco cięższa, ale tu sza!

Młoda ma już czternaście lat. Ósma klasa nam się kłania. W związku z tym od rana siedzi "w szkole" czyt. online w komórce . No i wczoraj, po lekcji chemii przybiega moja ósmoklasistka i próbuje coś z siebie wykrztusić, chociaż opornie jej to wychodzi.

 W końcu jest! Udało się! Słyszę

- Mamo oni na chemii chcą chyba jakiegoś demona wywołać! 

- Młoda opanuj się, o co chodzi?

- Pani od chemii pytała nas z zadanego materiału i w powietrzu zaczął latać PENTANTAN*! Normalnie czekam, kiedy komuś się uda z tym demonem :)

Także ten...

*Dla tych, którzy nie muszą ogarniać chemii w ósmej klasie szkoły podstawowej, młodzież miała nauczyć się związków z grupy" metan, etan, propan, butan, PENTAN..."


Jak stwierdzić, że człowiek jest zabiegany? Człowiek cieszy się, że daje radę umyć w domu piekarnik czy lodówkę. Tak więc człowiek w 2021 postanowił zmienić swoje życie i porzucić to, co dotychczas kradło czas. Będzie więc radykalnie- zmiana pracy i zmiana szkoły dla chłopców, bo Młoda i tak szkołę musi zmienić. Nie mówię, że łatwo mi to przyszło, bo czas niekoniecznie dobry na takie zmiany, ale ile można wstawać o 5 rano, zrywać dzieci skoro świt, by spędzić godzinę w samochodzie do szkoły i pracy? W imię braku zmian? Już nie. Czas to zmienić. Będzie dobrze. Musi być. Co miałam przechorować, przechorowałam, zaszczepiona jestem, teraz tylko wypowiedzenie, CV i kropla szczęścia. Czyli witajcie zmiany, czekam na to, co czeka na mnie dobrego za rogiem.


8 maja 2020

Olśniło mnie...

… czyli, jak mawia Młoda- JESTEM OLŚNIEWAJĄCA!

Sprzątam dom jak szalona, odkładam od razu na miejsce, co by dwa razy nie sprzątać, normalnie Perfekcyjną zostałam!
I co?
I gdy tylko skończę, reszta domowników ogłasza: czas.....start!
I zaraz na podłodze pojawia się znikąd jakaś plama, na blacie kuchennym brudne naczynie (swoją drogą, nie wiem, dlaczego łyżeczką można zamieszać coś tylko raz???), a w łazience na podłodze leży mokry ręcznik...

Moja Koleżanka, psycholożka notabene a zarazem matka trójki powiedziała kiedyś, że stanem ZERO w jej domu jest bałagan. Kiedy tylko posprząta, jej dzieci wpadają w stan niespokojnego drżenia, z którego jedynie bałagan jest je w stanie wyciągnąć. 

Dlaczego akurat teraz ta myśl?

Przez ostatnie kilka dni byłam nieco zajęta czym innym niż sprzątanie, ograniczyłam je do minimum. I zobaczyłam w kuchni mniejszy bałagan niż zwykle. 
Ba! Ktoś nawet przypomniał sobie, jak otwiera się zmywarkę (zwykle robi to wściekła matka udowadniając, że któreś z trojga nie dopełniło obowiązku). 
Po bliższym przyjrzeniu się naszej kuchni odkryłam sekret- na blatach były... okruszki!
Ha! A więc jednak! To jest ich porządek, a ja głupia myślałam, że porządek jest jeden! Że przetarte na mokro blaty, czyste, że wtedy na światło dzienne wyjrzy porządek. O ja głupia... 
A tu niespodzianka... Czyste blaty nie powstrzymują od dostawiania brudnych naczyń, powstrzymują od tego- dosypane okruchy! 
I już!

Wie ktoś może, jak można zatruć się słodyczami? Gdy kiedyś zatrułam się plackami ziemniaczanymi, nie jem ich do tej pory. Ma ktoś może taki przepis na słodycze? Będę wdzięczna :)

18 marca 2020

Miesiąc

Tyle właśnie prosiłam, błagałam, zaklinałam i wrzeszczałam z bezsilności na moje średnie dziecko. To niepisate i nieczytate ( w odróżnieniu od Tej, która" połknęła" już kilka sag i kompletów książek oraz Tego, który czyta szybciej w pierwszej klasie niż niejeden, znany mi skądinąd piątoklasista).

- Nie! Nie będę tego czytać! Po co mi to?

Ja rozumiem, to całe 16 stron. Ciężki orzech do zgryzienia. Trzeba by poczytać i - o zgrozo!- zrozumieć...
 No i czas mijał, książka leżała i się kurzyła... 

Aż do dziś, kiedy czas minął, a Wychowawczyni ogłosiła omawianie lektury.
Całe szczęście zdalnie i nie na czas...

Podręcznik trzeba było otworzyć, a tam pytanie o plan wydarzeń.
 I zonk.
 Jak tu napisać, gdy matka stoi nad głową i nie pozwala zerknąć do internetów?
 Trza przeczytać. 

No i zrobił to! Usiadł na pół godziny i przeczytał te 16 stron! I zrobił ten plan! 



A potem okazało się, że pytanie było niżej i wcale planu robić nie musiał... Matka źle doczytała (swoją drogą chyba już czas na poprawiacze wzroku, bo dłużej ciężko udawać, że widzę dobrze, jak nie widzę?)
I jak mam teraz spojrzeć na Potwora i się nie śmiać?

A ta księga grubości Harrego Pottera, ciężaru Nad Niemnem i zrozumiała jak Słownik Wyrazów Obcych to ... "Katarynka".

17 marca 2020

Mama w czasach zarazy

Nauczyciele z naszej szkoły wzięli ma poważnie prowadzenie lekcji zdalnie. Idea chwalebna. W trudnym czasie dzieci maja namiastkę szkoły, lekcji, normalności. Wszystko fajnie.
Z racji tego, że moje najmłodsze dziecko jest w odpowiednim wieku, mogłam zostać z całą trójką w domu, nie narażając się na przyniesienie zarazy z przychodni, w której pracuję, bo a nóż widelec ktoś pomyli przychodnię ze szpitalem zakaźnym? 
Ale wiecie co? Po dwóch dniach zdalnej szkoły, ogarniania lekcji trojga dzieci na jednym komputerze bez drukarki i możliwości uzupełniania wszystkiego w nim, robienia zdjęć każdej pracy i odsyłaniu wszystkiego do nauczycieli mailem- mam tego serdecznie dość!
Mam dość proszenia Potwory o wykonanie kolejnego zadania, pamiętania co, kto i z czego ma jeszcze do zrobienia.
Na szczęście Młoda jest ogarnięta i sama robi większość rzeczy, niemniej ograniczenia sprzętowe powodują zastoje.
 Młodszy i Groszek to inna bajka..... 
-Dlaczego ja pierwszy? 
-Dlaczego tak dużo?
-Ja to wiem, nie musisz mi tego tłumaczyć, ale w zasadzie tego nie rozumiem... 
-A po co właściwie mamy to wszystko robić?
Jak nie stanę za plecami delikwenta, ten nie napisze nic.. 
Od wczoraj jestem polonistką, anglistką, geograficzką i nauczycielem klasy I.... Właśnie uświadomiłam sobie, że to, co robię w tej chwili robią normalnie trzy osoby... 
Wiem, że zaraza, że niebezpiecznie, że trzeba w domu, ale jeśli ktoś mi powie, że dzięki temu mogę być z dziećmi w domu to ugryzę...
Trzymajcie się zdrowo w tym niezdrowym czasie.

28 stycznia 2020

Mój czas jest najmojszy czyli jak rozciągnąć 24 h?

Przeczytałam kiedyś taki dowcip:
Co różni czarodziejkę od czarownicy? ….. Jakieś trzydzieści lat...
Co różni pannę od mężatki?.... Jakieś trzydzieści kilo....

Na szczęście nie- trzydzieści, ale "po dzieciach" tu i ówdzie przykleiło się do mnie kilka zbędnych kilogramów i nijak nie chce się odkleić. Pomimo próśb i gróźb.

Ale ja dziś tak naprawdę nie, o zbędnych kilogramach, a o różnicach w postrzeganiu czasu PracującejWolnej a ZawalonejPracąiRodzinąMatkiDzieciom. 

Mam w pracy koleżankę. Jeszcze panna (choć już nie długo).
Chwalę się dziś zakwasami, bo przy okazji szkółki pływania chłopców udało mi się zapisać na tor rekreacyjny dla rodziców i upiec dwie trzy pieczenie przy ognisku basenie.  
Raz w tygodniu. 
W poniedziałek. 
Pomimo trzydniowego wyjazdu Szczęściarza i bycia samotną mamą (na szczęście tylko chwilowo). 
Dumna z siebie, bo udało się wszystko pogodzić i nawet dojechać na czas.
I zakwasów dorobić.

Dziś w trakcie zabiegu. ratującego mój bolesny kręgosłup szyjny i zdrowie psychiczne Potworów w jednym, PracującaWolna ordynuje:
- Dziś na basenie popływaj TYLKO rekreacyjnie, nie przemęczaj się.
Ale że jak? Dziś na basenie? Dziś jest dzień gimnastyczny i zakupowy. Dzień basenowy będzie w poniedziałek. 

I wtedy przypomniałam sobie jak to było...

Gdy wychodziliśmy wtedy, gdy chcieliśmy, tam gdzie chcieliśmy i wracaliśmy, gdy chcieliśmy. 
Albo później. 

Teraz wychodzimy w sobotę. Lub w czwartek, ale dopiero po 19-tej, bo o 18.15 do domu dojeżdża z pracy Szczęściarz. Pozostałe dni?
No cóż, nasz czas nie należy już do nas... I wcale mi to nie przeszkadza. I całkiem dobrze jest. Jestem zmęczona, czasem mam ochotę kogoś zamordować, ale tylko czasem. Częściej patrzę w ich stronę i nie wierzę, że są już tacy. I że tyle czasu już upłynęło od kiedy zawładnęli naszym życiem. I sercem.
 I czasem.
 I portfelem. 

(Dziadkowie wytrzymali półtora tygodnia- twardziele.)

15 stycznia 2020

O upływie czasu i zmianie strategii czyli o tym, jak to nikt nie wie -o co chodzi?

Nie mieszkam w domu. Mieszkam w samochodzie. Wiedziałam, że tak będzie, gdy się przeprowadzaliśmy, ale teoria a praktyka... 
Weekendy są za krótkie, a tygodnie za długie. 
Dzieci za szybko rosną, ja robię się coraz starsza... 
Czas leci.
Są gorsze i lepsze dni. Są też śmieszne i te mniej... 
Są też i takie, jak dziś , gdy nie wiem, co powiedzieć.... 
Tak więc niezbyt krótko: mamy ferie. W tym roku poszliśmy "na pierwszy ogień". 
Niby nic. Dzieci posiedzą w domu, w końcu dwie trzecie z nich to już nastolatki. Najmłodszy, co prawda, dopiero na początku podstawówki, ale po pierwsze matka dzieciom pracuje tylko przed południem, a po drugie nie wchodząc w drogę Starszemu, Groszek zwiększa swoje szanse na szczęśliwe i długie życie.
Tak było w ostatnie wakacje i się sprawdziło. 
Dzieci szczęśliwe gniły rano na kanapie. Około południa uaktywniały się odkurzając i wykonując inne czynności konserwujące powierzchnie płaskie tak, by matka dzieciom zadowolona się okazała.
I tak miało być teraz. 
Ale to byłoby za proste.
Tak więc około niedzieli odezwali się Dziadkowie z propozycją pomocy. Nieświadoma niczego zgodziłam się, wszak Teściom się nie odmawia (tak przynajmniej twierdzi Szczęściarz). 
Więc przyjechali. W poniedziałek. W swej naiwności myśleliśmy, że będzie jak zwykle. Babcia nasmaży placuszków, pograją z dziećmi w planszówki, pójdą na spacer i wrócą do domu. 
Myliłam się, oj jak myliłam...
Babcia i dziadek mieszkają z nami już trzeci dzień. Dzieci wyrwane z rutyny nie mogą się odnaleźć. Ja nie mogę znaleźć miejsca w domu, a Szczęściarz..... pojechał w delegację na drugi koniec kraju. Na szczęście ferie trwają tylko dwa tygodnie, więc może przeżyjemy? 
Sytuacja jest o tyle dziwna, że dotychczas nie spotykana. Dziadki szybko się zwykle ewakuowali. A teraz, nie zważając na krzyki, kłótnie i niechęć do wykonywania rozkazów przez Potwory, twardzi są. Nie poddają się.
 O co chodzi?