29 grudnia 2011

Postanowiłam zostać zołzą

Sprawa okazała się jednak niełatwa..
Bo dla kogo mam niby nią być? Szczęściarz co prawda mówi, że czasem bywam zołzowata, ale i tak mnie kocha, więc nie mam się starać... Małolaty niezależnie od tego, co robię wpadają na starą matkę, przewracając ją na glebę, przytulając, więc nie zwrócą uwagi na zmianę... Rodzice muszą kochać, niezależnie od poziomu zołzowatości, więc na wszelki wypadek nie sprawdzam na nich mojego nowego postanowienia... Teściowie? Prawie jak rodzice, więc choćbym chciała, mam opory...
Ludzie w pracy? Nie są niemili, więc patrz pkt: opory...

I bądź tu człowieku konsekwentny... Zresztą inne stany mojego ja też mi średnio wychodziły- sfrustrowana kura domowa zmieniła się (nazbyt łatwo) w szczęśliwą kobietę pracującą, więc jest szansa, że zołza zostanie jednak spłakaną kobietą w ciąży (co mi ostatnio najlepiej wychodzi, nawet jeśli chodzi o oglądany program w tv czy czytany właśnie artykuł w gazecie...). Tak więc konsekwencja nie jest moją mocną stroną...

Zresztą jak tu być konsekwentnym, gdy się czuje i wygląda jak małe słoniątko, a tu dopiero połowa ciąży? Groszek od wczoraj kopie jak szalony, zwłaszcza nocną porą, więc marne widoki przede mną... Może na nim poćwiczę zołzowatość, gdy nie prześpię kilku nocy? Chociaż z drugiej strony, zawsze może mi "oddać" gdy dorośnie, więc może lepiej nie?

1 komentarz:

  1. nad tym się nie można zastanawiać. To jakoś tak samo z nas wychodzi hehe

    OdpowiedzUsuń