Ogłosiłam strajk. Domowy. Bo mam dość.
Trochę późno. Ale lepiej późno niż wcale. Tak mówią.
W sobotę po całym tygodniu czas było odświeżyć dom. Nie ma nas, a bałagan "się robi". Sam się robi.
Tak więc porządki czas zacząć. Sęk w tym, że moja rodzina uważa, że- tak, jak bałagan- tak i porządek SIĘ robi.
W związku z tym oni mają więcej czasu na swoje przyjemności.
Ogłosiłam więc od poniedziałku strajk. Nie robię zakupów, nie sprzątam, nie gotuję i nie opróżniam zmywarki.
Efekty są zaskakujące.
Młoda (lat 12- jak ten czas leci) dokonuje odkrycia, że kuchnia jest całkiem fajnym miejscem i może ewentualnie spędzać tam więcej czasu.
Szczęściarz odnajduje coraz ciekawsze miejsca w lokalnym dyskoncie (do tej pory wiedział. jak się kupuje pizzę i jogurty).
Młodszy potrafi co prawda opróżnić zmywarkę, ale okazuje się, że mamy dodatkowego domownika. Hazard zagościł nam w progach, bo owo opróżnianie wynika z przegranej w piłkarzyki.
No właśnie- piłkarzyki…
Szczęściarz zaczął specjalizować się w ogrywaniu dzieci.
Tak więc- drogie mamy- nie przykład, nie nauka, nie tłumaczenie, a hazard jest najskuteczniejszym motywatorem domowym.
Przynajmniej u nas.
A ja?
A ja złapałam taką infekcję, że lekarka położyła mnie z pilotem i laptopem na kanapie i kazała nosa spod koca nie wystawiać. Usłyszawszy tę wiadomość mój mąż ukochany nie byłby sobą, gdyby nie skomentował:
- Widzisz żona? Nie możesz strajkować, bo momentalnie zdrowie Ci szwankuje...