W czeluściach internetu krąży mem, w którym dziecko w niedzielny wieczór zaczyna zdanie od: mamooooo, a pani z plastyki kazała na jutro przynieść... i w tym miejscu każdy sobie dopowiada.
No więc, ja to przeżyłam. We wtorek. Dziś. 15 minut przed wyjściem z domu. Do szkoły.
- Mamooo, będziesz na mnie zła...
-Dlaczego? ( zła bywam zwykle na jego starszego brata, gdy olewa to, co mówię w jego piętnastoletnie ucho)
- Bo pani od polskiego kazała nam przynieść materiały do wykonania makiety... ( Narnię odkrywają na polskim)
I wtedy miałam swoje pięć minut. W końcu nie po to latami zbierałam przydasie, by teraz się zdenerwować... Wprowadziłam Najmłodszego do swojego królestwa, otworzyłam szufladki ze skarbami i...
- Czego Synu potrzebujesz?
Dumna z siebie znalazłam wszystko, co Najmłodszy wymyślił, ten zapakował i pojechał do szkoły.
A teraz będę czekać na kolejny raz. Bo nastąpi. Na pewno. W końcu znamy się już niemal dwanaście lat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz