13 lutego 2016

480

Zupełnie cichutko, jakby od niechcenia, prawie niezauważenie (dla większości świata) skończyłam czterdzieści lat. I nic się nie stało. Świat się nie zawalił, nie było trzęsienia ziemi, nawet przysłowiowy wiecheć kwiatów musiałam wymusić, bo Szczęściarz nie uznaje prezentów, ani kwiatów (wersja oficjalna brzmi: "tak spieszę się z pracy do domu, że nie mam czasu nigdzie zajechać").

Tak więc jako czterdziestolatka podjęłam kilka postanowień.
Będę więcej ufać swojej intuicji.
Nauczę się prosić o pomoc wcześniej, niż postawiona "pod ścianą".
Śmieci zostawię do wyniesienia Szczęściarzowi.
I pójdę na studia.

 W natłoku zajęć, pracy, lekcji, wożenia i odbierania oraz stania w korkach postanowiłam, że pójdę na studia podyplomowe. Papiery złożone, może uda się zacząć niedługo. 

I czuję jedno.
Właśnie zaczyna się mój czas. Bo wcale nie chcę mieć znów dwudziestu lat (pięćdziesięciu jeszcze też nie chcę :)). 
Dobre jest tu i teraz. 
Zaczynam świętowanie, celebrację życia, bo teraz będzie już tylko lepiej.

Wszystkiego dobrego!


5 komentarzy: