Zupełnie cichutko, jakby od niechcenia, prawie niezauważenie (dla większości świata) skończyłam czterdzieści lat. I nic się nie stało. Świat się nie zawalił, nie było trzęsienia ziemi, nawet przysłowiowy wiecheć kwiatów musiałam wymusić, bo Szczęściarz nie uznaje prezentów, ani kwiatów (wersja oficjalna brzmi: "tak spieszę się z pracy do domu, że nie mam czasu nigdzie zajechać").
Tak więc jako czterdziestolatka podjęłam kilka postanowień.
Będę więcej ufać swojej intuicji.
Nauczę się prosić o pomoc wcześniej, niż postawiona "pod ścianą".
Śmieci zostawię do wyniesienia Szczęściarzowi.
I pójdę na studia.
W natłoku zajęć, pracy, lekcji, wożenia i odbierania oraz stania w korkach postanowiłam, że pójdę na studia podyplomowe. Papiery złożone, może uda się zacząć niedługo.
I czuję jedno.
Właśnie zaczyna się mój czas. Bo wcale nie chcę mieć znów dwudziestu lat (pięćdziesięciu jeszcze też nie chcę :)).
Dobre jest tu i teraz.
Zaczynam świętowanie, celebrację życia, bo teraz będzie już tylko lepiej.
Wszystkiego dobrego!
wszelkiej pomyślności!
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńTak trzymaj! Najlepszego!:)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńA cóz miało się stać? Świat się nie zmienił. Jeno w metryce dopisali. Dużo szczęścia Ninka! Buziaki!
OdpowiedzUsuń