24 lutego 2013

Jeśli szczypanie ujędrnia skórę...

... to niedługo cycki wylądują mi na czole...

Groszek przeszedł w swoim osobistym rozwoju kolejne etapy. 
Po: ssaku- plującej lamie- gryzoniu- pełzaku- szczeniaczku, osiągnął poziom nietoperza drapieżnika- szczypawki.

Że nietoperz drapieżnik?

 Moje Groszkowe szczęście jest bardziej aktywne nocą i skoro świt. Z kurami wstaje i swoim echolokatorem sprawdza, czy mama przypadkiem za długo już nie śpi... 
Gdy okaże się, że można wskoczyć rodzicom do łóżka, trzeba, niczym tolkienowski Gollum, próbować odgryźć mamie palec z obrączką, bo co będzie tak w świetle latarni połyskiwać samotnie, gdy lepiej można ją do paszczy wsadzić?

Że szczypawka?

Podczas karmienia trzeba mamie uszczypnąć każdy centymetr kwadratowy dekoltu... 
Jeśli to prawda, z ujędrnianiem, to może powinnam skończyć z karmieniem?


W tym tygodniu i Szczęściarz osiągnął kolejny level ojcostwa. 

Że jest dobrym ojcem, to mówię wszem i wobec. Że ma do progenitur więcej cierpliwości niż rodzicielka, wszystkim wiadomo. 
Ale do tej pory nawyki wolno- czasowe były dlań świętością. 
Aż do tego tygodnia, gdy w kolizję weszły tatowa piłka, tańce Młodej i popołudniowa zmiana mamy.

Do końca się wahał, przekupić próbował, ale potomki nieprzekupne się okazały, na salę pograć w piłkę nie chciały, więc rad- nierad ugiął się ojciec wobec opinii większości i pojechał z Młodą na tańce, tym samym poświęcenie rodzicielskie wykazując.

Pochwaliwszy, stwierdziłam, że prawdziwy egzamin zdał, choć i wcześniej takowe bywały, aczkolwiek mniej spektakularne...

Tym zdaniem żegnam się, uciekając na naleśniki - teściowej, 
która to ulegając Młodszemu co dzień, trzy razy dziennie jest w stanie naleśniki smażyć...
Miłej niedzieli :)

20 lutego 2013

O tym, dlaczego boję się odchudzić...

koniec lutego - 5 lat temu
do zrzucenia - 1 kg
finał- Nina zaszła w ciążę z Młodszym (Szczęściarz co prawda twierdzi, ze z nim :))

koniec września - 2 lata temu
do zrzucenia - 2,5 kg
finał- ciąża z Groszkiem (patrz: uwaga Szczęściarza)

koniec lutego - 2013 r.
do zrzucenia- 4,5 kg
........









.....  nie, nie to, co myślicie :) .......

Ja po prostu boję się zrzucić te kilogramy :) Mój najpiękniejszy-na-osiedlu nie zmieści czwartego fotelika :)


16 lutego 2013

Jednemu rosną, drugiej wypadają...

Młoda od jakiegoś czasu jojczy "mamo, kiedy mi już te zęby wypadną, bo nie mogę się doczekać?"... 
Nie pamiętam, bym ja tak czekała na to wiekopomne wydarzenie, ale też w "tamtych czasach" nie pałętały się po nocach wróżki- zębuszki, które to rodzicom "pod górkę" robiły... Tak więc ruszają się te dwie dolne jedynki, jabłka nie mogą odgryźć, bo bolą, ale wypaść nie chcą... 

Za to Groszek ząbkuje, bez dodatkowych wyników, bo jak miał pięć zębolców, tak ma je nadal, za to niedługo, jak tak dalej pójdzie, z cycem w paszczy karmienie zakończy... Odgryzie, znaczy się, bo tak mu się gryzienie spodobało...


Za to mąż mój osobisty, w rankingu swoich pracowych koleżanek, na męża miesiąca, żeby nie powiedzieć, roku, został absolutnym faworytem...

 Jak to?

Ano tak to...

Jakiś czas temu- telefoniczna gorąca linia : Nina- Szczęściarz, rozmawiamy o jakiejś nie cierpiącej zwłoki sprawie (jak kolor nieba czy preferencje obiadowe), gdy pada rzucone przez mężowskiego, do przechodzącej koleżanki:

- O, cześć Dorota! włosy pofarbowałaś?

W tym momencie, tłumaczy mi, że koleżanka kolor włosów zmieniła...
Na to odezwał się mój osobisty, złośliwy chochlik:

- A to, że ja tydzień temu ufarbowałam włosy też zauważyłeś?

Włosy tylko obcięłam, ale niech się teraz zastanawia :)

Szczęściarz zaczął plątać się w zeznaniach, jednocześnie wzbudzając wesołość w biurze, jako, że przecież w większości, wcześniej już, skomentował rozmowę na biurowym forum...

Miłej soboty Wam życzę :)

10 lutego 2013

Zazdrość mię złapała i zżera...

I nic na to nie poradzę...

Bo Szczęściarz może, a ja nie...

Bo on może pójść do Świątyni Dumania i spokojnie poczytać, a ja, gdy tylko zamknę drzwi, zaraz jakieś mamowanie słyszę...

Bo tata może pospać do siódmej, a nawet do siódmej dwadzieścia osiem, a ja od szóstej nie śpię, bo skoro cały tydzień wstawaliśmy o szóstej, to dlaczego dziś MUSIMY spać dłużej? Nie potrafiłam tego wytłumaczyć ośmiomiesięczniakowi...

Bo ojciec może pospać w dzień i po-dogorywać, a nawet poumierać sobie na przeziębienie, a ja nawet usiąść porządnie nie dam rady, o chorowaniu nie wspomnę, bo - patrz fragment o mamowaniu...

Bo maluch uśmiechnął się do mnie, a przytulił do niani, a to do mnie się zawsze przytulał...

Zazdrość to paskudne uczucie....
Tak...

9 lutego 2013

Młoda i jej tata

O tym, że tata wariuje na punkcie dzieci, wiadome jest. Że dzieci mogą zrobić z tatą wiele (mówienie "wszystko" byłoby przegięciem), wiadome jest również. 
W naszej rodzinie mama jest od dyscypliny, karmienia, ubierania i leczenia. Tata od zabawy.

I o ubieraniu teraz będzie rzecz.

Gdy mam poranną zmianę wychodzimy z domu z Groszkiem wcześniej niż Szczęściarz & reszta. Ponieważ dzieci śniadanie jedzą w przedszkolu, zadaniem ich taty jest TYLKO dopilnowanie, co by potomki się ładnie ubrały (w odpowiedniej kolejności- to Młodszy i odpowiednio szybko- to Młoda). 

Matka Polka wieczorem wyciąga z szuflad komody trzy komplety ubrań na rano (a w zasadzie cztery, chociaż zważywszy na charakter mojej pracy i to, że pracy przebieram się w kitel, mogę co dzień ubierać dres i też będzie dobrze).

Dzień piąty pracy matki. Matka wróciła z pracy, przerzuciła Groszka z samochodu w wózek i dawaj po dzieci do przedszkola. 
Młody wyszedł z sali w tym, co poprzedniego dnia dlań wyjęłam z szafy . Młoda w polarku i rajstopach (dobrze, że kapcie miała na nogach, bo poprzednio boso biegała, ale to inna historia). 

- Młoda, oblałaś się czymś? Gdzie masz spodnie?
- Nie dałaś mi rano :(
- A tata ci nie dał innych?
- Nie, nic nie mówił, że mam ubrać...
- Młoda, spodnie leżały na podłodze, gdy wróciłam do domu... A rajstopy chyba inne ci dawałam? Te odłożyłam do zszycia, bo dziurę na palcu mają?
- Mają, ale w tamtych też się zrobiła, więc zmieniłam...

 Swoją drogą moja sześciolatka dość łatwo dostaje amnezji, jeśli to dla niej wygodne... A pamiętanie, w której szufladzie leżą spodnie? Za trudne...

W domu czeka tata dzieciom, więc pytanie:

- Puściłeś do przedszkola dziecko w samych rajstopkach?
- Eeee????
- Młoda nie miała dziś nic tylko rajstopy
- Się czepiasz...

No i masz- ja się czepiam, a dziecko biega nieubrane... I weź tu człowieku spokojnie pracuj... 
Teraz powiedzcie mi, bo już nie wiem- wymagać od faceta tak ciężkich i skomplikowanych rzeczy, jak dopilnowanie, by dziecko było kompletnie ubrane?
Bo zwątpiłam, może naprawdę niepotrzebnie się czepiam? :)



4 lutego 2013

Przeżyliśmy :)

Dzisiejszy dzień zaczął się wczoraj wieczorem, kiedy to Groszek marudząc zakomunikował gorączkę. Pierwsza diagnoza- zęby, które wychodząc stwierdziły, że im cieplej, tym weselej...
Ciąg dalszy nie dał na siebie długo czekać. Szczęściarz skończył oglądać film, przykulał się z drugiego pokoju, jednocześnie budząc Groszka, który rozpalony, podbił słupek rtęci (no, dobrze, rtęci w tym termometrze niet...) do 39 stopni... Z racji braku innych objawów pada druga diagnoza- zęby... W związku z tym ciąg dalszy nocy już prawie pracującej matki jest wiadomy...

Poranna pobudka i mkniemy z Groszkiem na drugi koniec miasta, gdzie czeka na nas równie zestresowana (jak ja) niania. Okazało się, że jedynym, który przeszedł do porządku dziennego nad faktem, iż matka zmieniła status z "na urlopie wychowawczym" na "kobieta pracująca" był Groszek. 
Na tę okoliczność cudownie przestał gorączkować, nie rzucił mi się łkając spazmatycznie w ramiona. Ba! on ledwo zauważył, że wyszłam... Być może miał z tym nieco wspólnego fakt, iż wczoraj przynieśliśmy z piwnicy worek zabawek po dzieciakach, z którego to worka lwia część wylądowała w domu niani, a Groszkowaty znalazł tam dla siebie i coś, co można w stronę gardła popchnąć i coś, czym można walnąć resztę innych cosi....

Po tym wszystkim praca wydała mi się oazą spokoju. 
Dzień mknął z prędkością światła, nagle okazało się, że czas wychodzić, a ja "tylko" raz zadzwoniłam do niani, by dowiedzieć się, że wszystko gra... Żeby było śmieszniej, częściej niż ja do niani, dzwonił dziś do mnie Szczęściarz, by dowiedzieć się co u syna... 

To w zasadzie byłoby na tyle ze studia programu "porzuć domowe pielesze, wróć do pracy", gdzie sprawozdanie prowadziła dla państwa Nina, od dziś "matka pracująca i dobrze jej z tym" :)

3 lutego 2013

Poniedziałek

Trzymanie kciuków wskazane.....