Miało być o "strasznym zwierzu", czas dotrzymać słowa...
Pisałam kiedyś o działce. Naszym marzeniem jest wybudować tam dom i zamieszkać, póki co musimy zadowolić się bywaniem tam.
Czasem nawet uda nam się zanocować.
I tak było w lipcu.
My, dzieci i, wyjątkowo, nikt więcej.
Dzieci uwielbiają takie noclegi, bo wtedy obowiązuje zasada: hulaj dusza i bieganie z latarkami po lesie... Nie mówiąc o paleniu ogniska do nocy....
Tak więc biegają, palą, świecą, wrzeszczą i, jak to najczęściej bywa, Młoda złapała głupawkę. Ale taką, że nie docierało doń nic... Żadne argumenty. Co więcej- głupawka się pogłębiała.
W końcu nie wytrzymałam
- Młoda weź się uspokój!
- Nie mogę mamo, bo wstąpił we mnie straszny zwierz!
- Młoda, co za zwierz w ciebie wstąpił?
- Pokażę, zgadnij!
Stanęła po drugiej stronie ogniska, przygięła nogi, wypięła doopkę, zgięła ręce i...
- Kokokokokokoko....
Zagdakała moja straszna-kura :)
:))) strasznych zwierzy u mnie sztuk tak co najmniej z 60...i żadne nie chce we mnie wstąpić, ewentualnie na talerzu się pojawia ;P
OdpowiedzUsuńSerdeczności :)