13 września 2013

Zgubiłam gdzieś miesiąc...

O tym, ile stopni ma zmęczenie, dowiaduję się ciągle... A w zasadzie, nie mam w tym chyba wyboru... Nie, nie narzekam, moje zmęczenie miewa ciekawe fundamenty, chociaż baterie kończą mi się jeszcze przed młodocianymi...
Od września wraz ze Szczęściarzem rozparcelowujemy nasze progenitury do szkoły, przedszkola i niani... żeby było śmieszniej, w trzech różnych dzielnicach Miasta... Co by nie było za nudno, obok nowej szkoły mamy nową nianię...

Próbuję ogarnąć to wszystko, pracę, na dom czasu mi już brakuje i każda wzmianka Szczęściarza o gościach powoduje palpitacje i nerwowe ruchy odkurzaczem... Jeśli jeszcze kiedyś zobaczę czyjś uporządkowany-inaczej dom, na pewno nie skomentuję, bo są w końcu ważniejsze rzeczy, niż dwie skrzynie zabawek na podłodze w salonie... A perfekcyjnej pani domu na pewno do się nie zaproszę... No, bo kiedy sprzątać, skoro moje najmłodsze adhd (celowo małą, bo w końcu małe :)) zdobywa wszystkie szczyty w naszym mieszkaniu i nawet położone na ziemię krzesła są mocno dlań atrakcyjne? Ciekawym jest też zmierzenie czasu, w którym matka dobiega do kanapy w salonie ratując delikwenta przed siedemnastą próbą skoczenia z niej "na główkę"... 
I tak, jak uwielbiam gotować, odkrywać nowe smaki i delektować się nimi, tak chwilowo usmażenie kromki chleba zamoczonej w jajku staje się nie lada wyczynem...

Remont pokoju Pierwszoklasistki, robiony "na raty" dobiega końca, papiery w dalszym ciągu czekają na segregację, a ja korzystam z "chwili" i daję głowie odpocząć... 

I zazdroszczę tym bardziej uporządkowanym, które mają to coś dla siebie, co daje im odskocznię... Ja chwilowo marzę o śnie, a w ramach wolnego czasu układam budowle z lego...  
Moje skrzydła zbierają kurz w jakimś kącie, znajomości kontynuuję już tylko przez telefon...

Gdzieś w tym wszystkim mignęła nam ze Szczęściarzem okrągła i pierwsza dziesięciolatka, którą uczciliśmy krótkim, dwugodzinnym wyskokiem z domu... I już...

A na koniec, co by było bardziej optymistycznie:
jedziemy samochodem, młodzież jak zwykle gra w zagadki, tym razem narzucając tacie temat.

- Tato, a teraz kategoria "mama"
- Ok, kategoria "mama".Jak ma wasza ulubiona mama na imię?
- Nina!
- Tato, a teraz w kategorii "grubas"! Kto jest największym grubasem?
- Nie wiem, wieloryb?
- Nie, tata!!!

Tu zadowoleni z siebie przybili sobie "piątkę" puszczając oczko, do wcale nie grubego taty...

1 komentarz:

  1. :)))
    Rozumiem Cię w 100% i podziwiam w 100000% ;))) Moja niania-babcia , przychodzi "z góry". Starsi do szkoły. Ja już też zaczęłam kieracik. Kiedy wpadam do domu - dychnąć, niania-babcia już wychodzi na świeże powietrze z Młodym, do którego potem muszę dołączyć. Wiadomo, normalnie zająłby się zabawkami, a ja mogłaby, poczynić coś w domu. A tak , ogarniać zaczynam dopiero ok 20!! Padam wyczerpana. Ostatnio pojechałam do szkoły po średniego i w drodze powrotnej najmłodszy zasnął , podjechałam pod dom, wyłączyłam auto , oparłam głowę i w momencie zasnęłam ... Po zaledwie 7 min byłam jak na nowych bateriach;)))) Sypiam w biegu, jem w biegu ... Z małych radości pozostaje czasem książka - tyle , że po 3 str. śpię ;)))) Blog umiera śmiercią naturalną ;( No cóż, pozostawiam go by czasem dotrzeć m.in. do Ciebie ;)))) Serdecznie pozdrawiam , korzystając z chwili ciszy w domu .P.S. Lubię moich znajomych, ale ostatnio nie mam sił się nawet spotkać , ba ! Mi się po prostu nie chce!!! I to akurat smutne jest ;(

    OdpowiedzUsuń