Leciała kiedyś reklama, w której pod koniec padało kultowe (brrr... jak ja nie lubię tego słowa, ale pasuje tu ono jak ulał...) pytanie:
- Marchewkę kupiłeś?
Zadawała je kobieta swemu "nie śpiącemu, przecież, przed telewizorem, tylko ciężko spracowanemu" mężczyźnie.
U nas miała dziś miejsce dokładnie odwrotna sytuacja.
Wyobraźcie sobie: 5.30 rano, Nina już ubrana, robi się "na człowieka", co by nie wystraszyć ludzi w pracy. Dumam, co tu przygotować progeniturom do przedszkola (wiem, wiem, wieczorem powinnam, ale nie poradzę nic na to, że zasypiam przy usypianiu potworzastych i już mi się nie chce...).
Wszyscy śpią. Młoda śpi. I Młodszy śpi. Teściowie też śpią (tak, znowu tu są :)))
Cisza, spokój, malutkie światło, za oknem ciemno...
Kręcę się po sypialni, wyciągając z komody ciuszki Młodej, gdy słyszę:
- Wyprasujesz mi koszulę?
Dawno już nie popłakałam się tak ze śmiechu. Mój mąż, moje ślubne (nie)szczęście leżący jeszcze w cieplutkim łóżeczku i mający w perspektywie prawie półtorej godziny snu, nie myśli o tym, że na desce do prasowania stoi sobie nader użyteczny sprzęt pod dumną nazwą "żelazko", tylko życzy sobie, bym mu "pomogła", bo on sobie jeszcze chwilkę pośpi...
- A nie możesz sobie sam jej wyprasować?
- Próbowałem, ale ona dalej wygnieciona wygląda...
- To może żelazko włącz do prądu?
Zawsze mówiłam, że mam dodatkowe dziecko, ale to niestety moja wina, bo wychodząc z założenia, że ja to zrobię szybciej, sprawniej i z mniejszymi skutkami ubocznymi w postaci dodatkowego sprzątania, robię krzywdę sobie... Czas się zmienić!
Zaczynam od dziś. Szkoda tylko, że Szczęściarz się o tym nie dowie, bo wraca dziś późno :)))
Na zmiany nigdy nie jest za późno ;0) Biedny szczęściarz! Ha, ha, ha
OdpowiedzUsuńJa za każdym razem w trakcie prasowania koszuli sobie obiecuje, że to ostatni raz ale jak po skończeniu w zamian dostaje buziaka i wielki uśmiech to zapominam o tym co myślałam w trakcie ;)
OdpowiedzUsuńhehe, ostatnio to ja jestem ta co soi ciut dluzej (z nadzieja, ze jak wstane to sniadanie bedzie gotowe)
OdpowiedzUsuńA może mamusia niech mu ujprasuje koszulę?
OdpowiedzUsuńnie prasuj i już. W końcu się nauczy :)
OdpowiedzUsuńMargolko: nie taki znów biedny :)
OdpowiedzUsuńAno: Niestety, to zawsze działa :)
B.: Marzenia ściętej głowy...
Maskakropko: że ja na to wcześniej nie wpadłam :)))
Del: Myślisz? Kilka lat już próbuję i nic z tego...
Nie zapomnij pochwalić mężusia, gdy sam uprasuje. To mu doda wiary w swoje umiejętności. Nienawidziłam prasowania koszul. Udawałam, że nie daję rady, a raz nawet umyślnie przypaliłam i od tej pory miałam koszulki z głowy. Każdy sposób jest dobry, prawda?
OdpowiedzUsuńPrzypal raz, to mąż się weźmie za prasowanie. Ja to kiedyś tam wypróbowałam. Podziałało.
OdpowiedzUsuńMęża nie wychowałam, (reklamacje powinnam do teściowej) ale syna tak -będzie maiła z Niego jakaś dziołcha pociechę ;)
OdpowiedzUsuńheheheheh - dobre. Usmiałam się. Mój też czasem na ostatnią chwilę wyskoczy. Ale nie budziłby mnie -załozyłby t-shirt ;o))
OdpowiedzUsuńhahhahahhahhahaa no niestety nasi panowie to duże dzieci, a prawdopodobnie same ich tego nauczyłyśmy ;DD
OdpowiedzUsuńPS. miło tu :)