20 października 2013

Kłócą się, więc mam chwilę.....

Ponieważ doszłam do etapu "dom, dzieci, praca..." (myślę, że jesień ma tu dużo do powiedzenia), a ostatnio doszły mnie słuchy, że moje chroniczne zmęczenie ma coś wspólnego z piątkowymi wynikami badań (w poniedziałek okaże się, ile), nie będę truć niczego (i nikogo) na temat powyższego.....

W związku z tym dziś o małym karciarzu...

Kilka dni temu przychodzi do mnie Młodszy. 
Duży pokój wygląda, jakby bomba wybuchła w kasynie, w dziale karcianym. Co nieco miał tu do powiedzenia Groszek, bo wyczaił, gdzie chowałam przed potworzastymi te niekompletne sześć talii kart, którymi po kolei bawili się wszyscy...
Przychodzi, wyciąga do mnie łapę, w której miętoli kilkadziesiąt kart.

- Mamo, wybierz dwie karty!
- Już, co teraz?
- Teraz zobacz je!
- I?
- Są takie same?
- Nie...
- To oddawaj je!

Zabrał karty dając jednocześnie znać, że zabawa/ sztuczka zakończona....

.... i o poliglotce.....

Jedziemy samochodem. Wymyśliłam wycieczkę, z której cieszyłam się tylko ja, chyba.... Jedziemy, mijamy kolejne miejscowości większe i mniejsze, głównie te mniejsze... Mijamy kolejną pt.: Cisy. 
W ramach quizu wycieczkowego zadaję pytanie:

- Dzieciaki, kto wie, co to cis?

Oczekiwałam odpowiedzi w stylu "nie wiem", albo "drzewo", a słyszę:

- Ser.

Ponieważ jedną z ulubionych zabaw dzieciaków jest zabawa w pomidora, a dzieciaki często zmieniają słowo-klucz, pomyślałam, że Młoda zaczęła się bawić. 
I tak dalej podaję

- Pomidor!
- Ser!
- Pomidor!
- Mamo! To jest ser po angielsku!

Powiedziała, z miną pt." ale ta moja matka to nieuk..."

Co napisawszy idę zdjąć Groszka z jego pampkiem i nocnikiem z kanapy, gdzie wziął i się wdrapał, bestia mała....

1 komentarz: