Od czwartku nasze dni wyglądają tak samo. Rano jest dobrze. Młoda czuje się świetnie ("świetnie" w jej wypadku powoduje we mnie stan miłości do niej "na zabój", czyli blisko uduszenia, bo jej się gadaczka nie zamyka, a tyłek zalicza ADHD).
Potem jest popołudnie i gorączka rośnie. Nurofen i ... jest dobrze...
Dalej wieczór i gorączka znów w górę....
Martwi mnie. Bo nie "uśmiecha" mi się jazda na wakacje z chorym dzieckiem...
Mieliśmy jechać dziś, przełożyliśmy na jutro...
Szukam jasnowidza, który powie mi, kiedy nam się to uda...
To ma być nasz pierwszy urlop z całą trójką, pierwszy wyjazdowy od trzech lat....
Zobaczymy, co jutro lekarz powie... Sobotnia wizyta, poza pytaniem "wie pani, którą mamą mówiącą o planach wakacyjnych jest dziś pani tu w gabinecie?"
nie dała żadnej odpowiedzi... Niby nic się nie dzieje, a dziecko mi gorączkuje kolejny dzień...
P.S. Groszek dziś podreptał i cały dumny z siebie był, bo wszyscy się cieszyli :)
P.S. Groszek dziś podreptał i cały dumny z siebie był, bo wszyscy się cieszyli :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz