20 maja 2012

No i przeżyłam...

... delegację Szczęściarza, dwie doby powtarzających się krwotoków z nosa, wizytę z Młodszym w szpitalu, jego pierwszy w życiu antybiotyk, dzień leżenia plackiem (skutek powyższych), tylko..... Groszkowi w brzuchu tak dobrze, że nic go nie pospiesza do szybszego spojrzenia na to piękne słoneczko za oknem... 
Ba! Zdążyłam się już nawet spakować do szpitala, chociaż moja osobista rodzicielka skwitowała wyżej  wymieniony fakt stwierdzeniem, iż od spakowanej torby żadne dziecko jeszcze się szybciej nie urodziło ;)

Jeśli tak dalej pójdzie, po porodzie będę miała całkiem "odchowanego" noworodka (on już nie kopie pod żebra, teraz kopie mnie w cycki  :)))))

Miłej niedzieli :)

7 komentarzy:

  1. Ej, jak w cycki to jeszcze nie ma tragedii, gorzej jak połaskocze Cię w nos od środka ;)
    Też bym się nie spieszyła na ten świat... niezaleznie od pogody. Groszek ma dobrą intuicję, przyda mu się w życiu :D

    OdpowiedzUsuń
  2. oj znam ten ból - z powodu cukrzycy przytyłam w ciąży tylko 4, 5 kg! Miałam brzuszek jak piłeczka, a Grześ ważył 3910!Myślałam,że jak szeroko otworzę buzię będzie mógł wyjść górą;))
    Powodzenia;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszystko w swoim czasie - chciałabym powiedzieć. Dzień po wyznaczonym terminie zgłosiłam się do szpitala i powiedziałam ( nie było bólów porodowych): Nie będę ani dnia dłużej chodzić w ciąży! Chcę rodzić natychmiast.- I dwie godziny później j urodziłam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Trzeba czekać nie ma wyjścia :*
    A na kiedy termin ?

    OdpowiedzUsuń
  5. Maluch się niecierpliwi tak samo jak jego mama :)

    OdpowiedzUsuń
  6. no i jak sytuacja na froncie?

    OdpowiedzUsuń