17 listopada 2012

Jak sobie pościelesz, czyli z trójką nie wygram...

No właśnie... Od swojego urodzenia, Groszek zasypia ok. 19, a zaczyna dzień "grrrrrghhhhhhhhhhhh" i potokami śliny zależy- od 4.30 do 5.30... Natężeniem głosu stara się obudzić Sąsiadeczkę 2 piętra wyżej. Wczoraj przed 5 rano wpadłam na to, skąd skowronek ma taką skłonność. W ciąży chodziłam, a raczej jeździłam (z racji odległości) do pracy. Wstawałam co dzień o 5, by ok. 6.05 wyjść z domu i na 7.00 dojechać do firmy... Nie powiem, pasowało mi to, bo wcześniej kończyłam, ale dziecię się mnie nauczyło, że ta nieludzka pora jest właśnie porą wstawania i nijak nie mogę mu wytłumaczyć, że ludzie wtedy jeszcze śpią... No i takiem sobie pościeliła i wyspać nie mogę.....

Chorobowy ping- pong trwa (chociaż może jest to raczej chorobowa gra w "dwa ognie"?). Na kogo padnie, ten chory... Młoda, Młodszy, Młoda, mama, Groszek, Młodszy.... Z tej okazji spędziłam ostatnio trochę czasu z Młodszym. Dla niego to kara, bo roznosiła go energia wewnętrzna przeokrutnie i z chęcią by poszedł do przedszkola, a tu trzeba być cicho, bo brat śpi.
Potrzebny mi był ten czas. Okazało się, że mój niesforny czterolatek sam, bez siostry jest zupełnie innym chłopcem. Potrafi być cicho, usiąść z zeszytem i szlaczek zrobić, budowaliśmy coś tam z klocków, a ja nie mogłam się nadziwić... I plułam sobie w brodę, bo dotarło do "matki roku" (o tym za chwilę), że patrzałam na niego zawsze przez pryzmat Młodej, a tu nagle mam zupełnie inną osóbkę... Przez cały ten czas żadnej łobuzerki, zwracania na siebie uwagi... Bo byliśmy tylko my i Groszek... Kochany chłopiec z niego... A kwiatków "zasadził" tego dnia tyle, że musiałam zapisywać, by nie zapomnieć żadnego, bo takie dziecię mnie się trafiło...

- mamo, podziel jabłko, pół dja mnie, pół dja ciebie
- proszę, synku
- mamo, dbam o ciebie, pjawda?
- prawda synku
- no, zieby tyś ziła 

(no właśnie, żyję, bo chociaż synek o mnie dba... :))

                                                                              ********

moje dziecko ma coś, co jest w stanie jeść na śniadanie, obiad i kolację... naleśniki.... kiedykolwiek zapytam, co by zjadł,odpowiedź zawsze brzmi :naleśniki. Byliśmy niedawno u teściów i co dzień rano, na śniadanie miał naleśniki "bo tak je lubi przecież"  , nic nie mówiłam, bo nie ja je musiałam robić... 
któregoś dnia wstałam wcześniej niż babcia i na śniadanie usmażyłam im chleb w jajku. Młodszy zjadł i...

- pyszne mamo, a jak wstanie babcia, zjobi najeśniki...

Siedzimy w domu przy okazji choroby, pytam choruska, co by zjadł na obiad... niespodzianka! 

- mozie pojedziemy do miasta i zjemy najeśnika?
- Młodszy, ale nie można odżywiać się tylko naleśnikami, może zrobimy zupkę, tam są witaminki, szybciej wyzdrowiejesz?
- mamo, ale w dżemiku od babci też są witaminki...
                                                                                  *********

A na koniec Młoda... Kilka słów wstępu. Biżuterii nie noszę (mam wszystkiego ze 2 pary kolczyków i pierścionek zaręczynowy), może dlatego, że od kilku lat grozi to poszerzeniem dziurek w uszach czy kolejnym zerwanym łańcuszkiem... Makijaż w moim wykonaniu to coś tam na twarz, mascara i błyszczyk na usta... paznokcie z racji pracy i małych dzieci (oraz wygody) krótko obcięte. 
Więc skąd u mojego dziecka zainteresowanie tym wszystkim? Kiedyś tam, gdy była mała (ze 2,5 roku miała) wysmarowała sobie twarz błyszczykiem. Od wczoraj chodzi z zielonymi paznokciami- nie, to nie lakier czy flamaster,moja córa nakleiła sobie tipsy (z kolorowego papieru z klejem)... boję się pomyśleć, co będzie dalej, skoro mam prawie- sześcioletnią tipsiarę w domu :))

1 komentarz:

  1. Media, kochana, media! I się nie bój! Kobietka przecież rośnie!

    OdpowiedzUsuń