3 czerwca 2012

Matka trojga czyli w zasadzie nic się nie zmieniło...

Niniejszym chwalę się, iż zostałam dumną mamą Groszka, płci zdecydowanie męskiej (choć "Groch" jest tu bardziej adekwatny, bo moje najmłodsze dziecię zanotowało po urodzeniu znakomitą wagę 4830 g i 60 cm, co spowodowało konieczność natychmiastowego spakowania dziecięcych ciuszków rozmiar 56).

Wbrew mojemu samopoczuciu z ostatnich dwóch dni (a w zasadzie tygodnia), bo ominęły mnie: Dzień Mamy w przedszkolu (poszła babcia), pierwsza wycieczka Młodej w przedszkolu (odprowadzali ją tata i babcia), ślub znajomych, gdzie mogłam spotkać większość naszych wspólnych znajomych (poszedł Szczęściarz z Młodszym), coroczny mecz, w którym mogę kibicować własnemu mężowi (poszli dziadkowie i dzieci)- co poskutkowało mega dołem i prawie rozwodem (nie pytajcie), krótko o tym, jak zyskałam w rodzinie nową ksywkę "Matka Polka" :)


Poniedziałek, rano, Ninę obudziło "coś", co niekoniecznie zidentyfikowane i powtarzalne. Powtórzyło się jednak za czas jakiś, jednak intensywnością przypominało to, co czuła już od tygodnia, więc nie przejęła się kobieta zbytnio. 


12.10  telefon do Szczęściarza, co by spróbował zagęszczać ruchy w pracy, bo może wystąpić konieczność jazdy do szpitala, aczkolwiek niekoniecznie.
12.40  Szczęściarz dotarł do domu, Nina stwierdziła, że może jakiś prysznic sobie weźmie? (nie, żeby zaraz do szpitala, w domu się była spłukała wodą, bo wiadomo wszystkim, ze domowa woda lepsza jest niż szpitalna)
13.10  Nina i Szczęściarz "ryzykują" wyjazd do szpitala, jednak z myślą, iż wrócą, bo "akcja" zbyt mało zaawansowana
13.40  izba przyjęć szpitala, bardzo miła pani położna prosi do pokoju badań z informacją, że zaraz Ninę zbada
13.45  spanikowana położna wypada w tempie naddźwięku z pokoju badań, z okrzykiem w stronę Szczęściarza: "niech pan da żonie rzeczy do przebrania"
13.48  Nina maszeruje :) piętro wyżej na "porodówkę", Szczęściarz przebiera się w szatni
14.00  witamy na świecie Groszka


Wrażenia szpitalne jak najbardziej pozytywne.
 Groszek to najspokojniejsze dziecię pod słońcem, budzi mamę "aż" dwa razy nocą. Jedyne, czego mogłabym sobie życzyć, to więcej domowej przestrzeni, ale tego głośno nie powiem, bo przecież "teściowa mi pomaga", a ja mogłabym okazać się niewdzięczna mówiąc, że poradzę sobie sama, bo zawsze radziłam...

W każdym bądź razie cali i zdrowi (przynajmniej na ciele, bo mój umysł regulują w dalszym ciągu hormony) wraz z synkiem meldujemy się w domu :)