Osoby biorące udział: Młoda, Kuzyn (jej rówieśnik) i czytająca coś w sypialni Nina.
Czas akcji: kilka dni temu.
- Młodzieży, jak posprzątacie swój pokój (w domyśle: magazyn zabawek, w którym nigdy, ale to absolutnie nigdy, nie bawią się małolaty, a porządek to mit...) , to pobawimy się w szkołę!
Małolaty w wieku przedszkolnym, szkoła to ciągle dla nich coś ciekawego...
Nie minęły trzy minuty, porządku nawet Perfekcyjna Pani Domu by nie zrobiłaby w takim ekspresie....
- Mamo już, tylko nie wchodź tam teraz, dopiero jak wróci tata i mama- Kuzyna!
- Córcia, a jak mamy się bawić w szkołę, jak nie pozwalacie mi wejść do swojego pokoju?
Młodej zrzedła mina, wraca do Kuzyna i słyszę ciąg dalszy...
- Wiesz, JEDNAK będziemy musieli posprzątać.....
Pokulałam się, a porządek w pokoju dziecięcym JEDNAK pozostał mityczny, bo wymyślili własną nową zabawę, w salonie oczywiście :))
**********
Dzieci zaskakują, to wiedzą wszyscy rodzice, a niektóre "zaskoczenia" grożą poważnym spuchnięciem z dumy...
Młoda i jej koleżanka (w odróżnieniu od rodziców, nielaty prowadzą ostatnio bogate życie towarzyskie) bawią się w.... szkołę oczywiście :)) i Szczęściarz zadaje im zagadkę:
- Idziesz ścieżką w dżungli, nagle ścieżka się rozdwaja, po jednej stronie stoi słoń, po drugiej lew, w którą stronę idziesz?
Koleżanka:
- Tam gdzie słoń, bo on mnie nie zje!
Młoda:
- Z powrotem.....
Szczęściarz z dumy, że Młoda myśli nieszablonowo, na długo zaniemówił....
************
Wizyta tej samej koleżanki, pół godziny po jej przyjściu. Młodszy dla odmiany:
- Mamo, a czy Koleżanka może z nami zostać na zawsze?
- Synku, ale ona ma swoją mamę i tatę i oni tęskniliby mocno za córeczką.....
Młodszy wraca do pokoju i oznajmia Szczęściarzowi
- Mama się nie zgodziła.....
I wyszłam tym samym na potwora...
********
Wiosna puka do okien, a u nas zimowe wirusy jeszcze ciągle w użyciu... Nie wiem, czemu, ale w tym roku mnie się obrywa najbardziej, do tego stopnia, że od ostatniego zapalenia krtani, gdzie kaszlałam "tylko" trzy tygodnie, minęły zaledwie dwa i znów płuca oglądam przy kolejnych próbach wyplucia ich, o ustawicznym treningu mięśni brzucha nie wspomnę...
Chciałabym napisać, że spokój panuje u nas, ale nieustanne drażnienie mojej osoby tekstami typu "kiedy idziesz na zwolnienie?" ewentualnie "dlaczego jeszcze pracujesz?" nie działa na mnie uspokajająco... W firmie, wśród znajomych, o własnym mężu nie wspomnę..... Czy w tym kraju oprócz mnie pracuje jeszcze jakaś ciężarna?
Nie gościłam ostatnio często, ani tu, ani u Was, niedługo się to zmieni. No cóż, ciężko mi to pisać, ale kończę niedługo oglądanie "Chirurgów", więc i ilość czasu zwiększy mi się znacząco :)))). Tą optymistyczną myślą żegnam się do następnego posta.
ja pracuję :-))) ale też niektórzy patrzą na mnie jak na świra (a to dopiero 18tc!) bo przecież mogłabym sobie odpuścić...
OdpowiedzUsuńMłoda ma po prostu instynkt samozachowawczy ;)
OdpowiedzUsuńJa z Tuska pracowałam 6 miesięcy i to biegałam po budowie. Potem przyplątało się jakieś zatrucie, a że to było lato i skwar, to skorzystałam ze zwolnienia, aż do porodu. A z Miśkiem to do samego końca, bo już na swoim, a na swoim to się pracuję dwa, nawet trzy razy więcej ;) Tyle, ze komfort taki, ze nikt nad tobą nie stoi ;)
Pozdrawiam wiosennie :)
O tak,wiosna nie tylko puka ale wręcz się zaczyna dobijać :)
OdpowiedzUsuń