Już kiedyś pisałam o tym, ale co mi tam, powtórzę się... Szczęściarz ma taką pracę, że co jakiś czas musi się wydelegować. Jeździ po kilkaset kilometrów, ale z tego żyjemy i nie mnie narzekać.
No i co? Można by się spytać...
No i to, że od wczorajszego poranka (Szczęściarz wraca jutro po południu, żeby nie powiedzieć- wieczorem) "zaliczyłam" ponad 39 stopniową gorączkę Młodszego, katarzysko płynące z wszystkich miejsc, możliwych do wydobywania kataru, czyt. oczy i trzyipółletni nosek, krwotok z tegoż noska, pięć wojen domowych (choć śmiem twierdzić, iż obecność Szczęściarza nie powstrzymałaby rebelii) i własną, osobistą, zaostrzoną od wczoraj rwę kulszową....
Oby do jutra... Bo jak tak dalej pójdzie..... Wolę nie krakać :)))
ale teściowa, mama i sąsiadka kazały wzywać się "w razie..."
Ojej trzymajcie się i zdrowia !
OdpowiedzUsuń