Co ma zrobić matka trojga, by mieć chwilę (z trzech tygodni urlopu) dla siebie, poprzedzoną orką do nocy?
Kupić dzieciom piętrowe łóżko.
Wczoraj do nocy składaliśmy ustrojstwo. Nadgarstków i pleców nie czuję do tej pory, a mięśnie bolą tak, jakbym sama, a nie ze Szczęściarzem i trójką wyrobników składała te dwa łóżeczka.
Ale nic to. Po dwóch tygodniach spędzonych z dzieciakami mam chwilę, by usiąść i coś naskrobać, bo w pokoju obok restauracja na piętrze, a sklep na parterze królują.
Nie wspomnę, kto to będzie sprzątał pewnie, bo sprawcy się w takich momentach ewakuują na rowerki, niewychowane to takie...
Ale odpoczywam, wiśnie zajadam kilogramami, dziś wreszcie zrobiłam zaległe od dawna badania. Dzieci na zmianę mnie rozczulają i wqrzają. Rodzina podczas czterodniowej objazdówki chciała mnie rozpić, o mocno zagrażającej cukrzycy nie wspomnę...
Wczoraj rozłożyłam łóżeczko Groszka i zrozumiałam, że szkrab wyrósł, we wrześniu podrepce do przedszkola....
O tym, jak szybko rośnie, świadczy opowieść Szczęściarza, który zobaczywszy, że małolat maże flamastrem podłogę w salonie odesłał szkodnika do swojego pokoju. Ten, mamrocząc pod nosem, założywszy łapkę na łapkę w geście "foch i nic więcej" pomaszerował obok i dziwnie cicho tam pozostał, co robiąc??? Dokończył arcydzieło z salonu...
Napawam się słońcem zza okna i wracam do rzeczywistości...
Miłego dnia życzę :)