31 grudnia 2014

A ja dziwna jestem i nie podsumowuję.....

Podsumowanie roku?
Był. Minął. Nie był wcale najgorszy, ale najlepszym też nie mogę go nazwać.

Kolejny?
Rewolucja. Wydatki. Marzenia do spełnienia. Dom.

Nie robię podsumowań. Planów też za bardzo nie robię. Wiecie dlaczego? Hehe... Dlatego właśnie.

W związku z tym na Nowy 2015 Rok życzę Wam

marzeń do spełnienia, przyjaciół i rodziny do odwiedzenia, pieniędzy do wydania, miejsc w świecie do odwiedzenia i blogów do przeczytania

Nina z czeredką

28 grudnia 2014

Ciepło- zimno

Wychodzę ci ja dziś sobie z łazienki i słyszę znajome burczenie. 
Znaczy się Szczęściarz znów wyciszył swoją komórkę i nie słyszy jej (normalny stan, gdy na gwałtu-rety muszę porozmawiać z mężem). Olałam sprawę, bo 
a) aktualnie nie musiałam nic mężowi przekazać, 
b) małoletni właśnie w tym momencie postanowili się pozabijać.

Za czas jakiś słyszę pytanie męża mojego jedynego (na szczęście):
- Ninka, szukam telefonu, nie wiesz, gdzie jest?
- Coś brzęczało- odpowiadam zgodnie z prawdą, bo przecież prawdomówna ze mnie żona....

Po czym przystępujemy do czynności, którą w naszym domu odprawiamy cyklicznie. Ba! z upodobaniem co dzień i ciągle. Szukamy. 

Wydzwaniam na komórkę Szczęściarza. 
Chyba brzęczy. 
Przedpokój?
 Nie.
 Salon? 
Nie.
 Pokój chłopców! 
Tak.
 Łóżko Młodszego? Nie. 
Pod oknem? Nie! 
Ale gdzieś przecież brzęczy! 
Za łóżkami, pod nimi,  w nich. Nic...
Nagle sięgam, gdzie wzrok nie sięga. W rzeczy Groszka. I wielki uśmiech, połączony z parsknięciem, wręcz opluciem własnej brody wypełzł na me lico.
Maluch skitrał telefon tatusia do swoich skarbów i zadowolony z siebie poszedł bajkę oglądać... Groszek od wigilii targa wszędzie z sobą, ba! on z nią śpi!- torbę na prezenty z Mikołajem. 
Jego ostatnie słowa przed snem brzmią "kokołaj". 
Pierwsze? "Mogę choinkę?" (włączyć, oczywiście, światełka), a zaraz potem "kokołaj gdzie?"
W torbie targa wszystkie swoje skarby, niekoniecznie otrzymane przy  okazji świąt. Po prostu pakuje tam zabawki, które mu się aktualnie podobają, bo, a nóż widelec, jakiś brat czy inna siostra zechce się pobawić piłeczką wielkości orzecha włoskiego czy plastikowym młotkiem albo niebieską lornetką?
Łazi więc sobie dziecię z torbą, od czasu do czasu stawiając ją na podłodze, bo 20 kuleczek mieści się akurat w dwóch dwuletnich łapkach, ale kokołaj już nie.....
I, jak widać na załączonym obrazku, zabawę w ciepło-zimno rodzicom też on funduje....


26 grudnia 2014

Też kiedyś byłam dzieckiem......

Na wspomnienia mnie wzięło na okoliczność tych Świąt.

Gdy wykonuję teraz karkołomne czynności, co by dzieciarnia nie zorientowała się w temacie gościa z brodą, bo jeszcze wierzą w elfy, fabrykę na biegunie i to, że wcześniej trzeba w tej sprawie list wysłać, przypomina mi się dzieciństwo. 

Byliśmy w wieku mniej więcej moich dzieci, mieszkaliśmy wtedy w domu, który wieńczył strych. Wyprawa na niego przed świętami kończyła się-omal, omal- odkryciem paczek z prezentami, a mama musiała tam chodzić z nami, bo w mieszkaniu nie mogła nas samych zostawić. Wręczała nam wtedy latarki, bo "żarówka się przepaliła i trzeba mamie poświecić". 

Wieczerza wigilijna to gwarna kolacja, dwa zestawione stoły, śmiech i oczekiwanie. (Tego mi akurat brakuje, bo ostatnie lata to kolacja dla nas i teściów, do rodziców jeździmy w drugie święto).
 Prezenty cudownie "materializowały się" pod choinką w drugim pokoju, gdzie mama koszmarnie długo "przebierała się" do kolacji. Potem była wieczerza i przebieranie nóżkami, by dorośli pozwolili nam sprawdzić, czy "Mikołaj już przyszedł".
Moja mama, która normalnie skubnie co nieco jedzenia, bo nie lubi jeść, podczas wigilii jadła siódmą dokładkę ósmej dokładki. Torturom zdawało się nie być końca....

A potem były prezenty. I na to czekaliśmy cały dzień. 

Teraz na to czekają moje dzieci i jest to równie ekscytujące, bo nie sztuką jest kupić prezent, sztuką jest wręczyć oczekiwany prezent, o własnym rytuale świątecznym, czy własnoręcznie zrobionych ozdobach choinkowych nie wspominając.

Kocham Święta Bożego Narodzenia!

21 grudnia 2014

Odzyskałam komputer

Bo dwulatki na widok włączanego laptopa biegną z okrzykiem "moja kolej!!!". Bo matki wolą, by dwulatki nie korzystały z komputera zbyt często, więc same też z niego nie korzystają. Bo wieczorami, gdy dwulatki zwykle zasypiają, matki same też  już odlatują w objęcia Morfeusza, bo w końcu wstają o 5 rano.

Tak więc odzyskawszy komputer spieszę donieść, że Święta za pasem, a ja już nawet łazienkę sprzątnęłam. I menu zrobiłam. Tylko całości nie ogarniam zbytnio. Bo za dużo się dzieje. I w zasadzie nic. Życie. Praca. Dzieci. Mąż w delegacjach. Szkarlatyna.
I myśl, że może powinnam jednak być w domu? Ze Szkrabem? I druga myśl. Egoistyczna. Że nie jest źle. I trzecia. Że w przyszłym roku wszystko się zmieni. Bo Groszek pójdzie do przedszkola. I już nic nie będzie tak samo. I w zasadzie powinnam zrobić coś dla siebie. Bo nie widzę siebie tam, gdzie jestem, za kilkanaście lat, nie mówiąc o dwudziestu czy trzydziestu....

Ale nie o tym miało być...
Upiekliśmy dziś pierniczki, Groszek zaczął odmieniać słowa " chłopieca mi oddaj!!!" wrzeszczy ile sił w płucach, do brata, który mu duplo zarekwirował. Młodszemu dla odmiany wszystko jest ofujne. 

Nie wiem, czy dam radę usiąść przy komputerze do Wigilii, więc życzę już dziś

by Wigilijny stół łączył, a Święta Bożego Narodzenia były okazją do spędzenia miłych chwil z rodziną i przyjaciółmi.
Wyciszenia, zatrzymania biegu, radości, miłości i spokoju
tego Wam i sobie życzę na nadchodzące Święta
Nina i reszta