21 czerwca 2014

Kibic czyli z facet ze zrozumieniem tematu...

Wieczór.
 Dziś. 
Szczęściarz i jego chwilowo depresyjna połówka (niewłaściwy film włączyłam, ale to temat na później). 
Przełączam tv na kanał z meczem (jego kolej, mój film właśnie się skończył). 
Szczęściarz pieczołowicie w kuchni wypłukuje piasek z truskawek.
Oznajmiam mu wynik meczu:

- 1:1!
- Dla kogo?

...zapytał mój osobisty blondyn... Nic dodać, nic ująć.... 
Miłego wieczoru

12 czerwca 2014

Po co dziecku komórka?

Z różnych racji Młoda otrzymała jakiś czas temu swoją własną komórkę. Bez aparatu i innych gadżetów. Z wpisanymi numerami mamy i taty. Tylko i wyłącznie. 

Dzwoni dziś moje dziecko. Do pracy dzwoni. Ze szkoły. Odrywam się od pacjentów, sprint do biurka, gdzie zalega moja komórka, odbieram z wywieszonym językiem, bo może coś ważnego, wygrałam jakiś damski zegarek, albo inny kredyt mogę wziąć...

- Halo, mamo?
- Co tam, córcia, stało się coś?
- Zaczekaj, zapomniałam, co ci chciałam powiedzieć, muszę sobie przypomnieć....

Koniec rozmowy, bo tak naprawdę do tej pory nie wiem, dlaczego zadzwoniła...

9 czerwca 2014

Post anty-kulinarny, czyli o tym, dlaczego nie stworzę bloga o jedzeniu....

Jako, że dokopanie się do kuchni zajęło mi trochę czasu, dziś post anty-kuchenny. Nie- jadkowy znaczy się.

Pamiętam czasy, gdy Młoda zaczynała jeść coś więcej niż mleko, kaszki czy zawartość słoików z warzywkami. 
Uśmiechałam się pod nosem na narzekania rodziców, którzy wyhodowali sobie niejadków. Świadomie piszę "wyhodowali", bo stanie nad dzieckiem z powtarzanym, jak mantra "jedz", jest hodowaniem niejadka. 
Sama byłam nie raz świadkiem czegoś takiego i sama też wtedy miałam ochotę odstawić talerz i wstać od stołu.
 Mówiłam wtedy z dumą, że moje dzieci jedzą wszystko, co im podam na talerzu, po prostu cierpliwie czekam, aż im zasmakuje, nie zmuszając...

Taaaa... Tyle wymądrzania się.

Minęło kilka lat, dzieci mam troje. W dalszym ciągu łatwiej ich ubrać, niż wyżywić. Ale....

Gotowanie nie nastręcza mi problemu. Lubię pichcić, mieszać smaki, eksperymentować. Gotuję, piekę ciasta, bułki, kiedyś popełniłam nawet chleb.

Ale jak, do jasnej ciasnej, dobrać jedno menu dla trójki dzieci, z których jedno nie lubi ziarenek w chlebie, drugie je uwielbia, jedno nie lubi groszku, drugie kukurydzy i pomidorów, a trzecie mogłoby się odżywiać li i jedynie jogurtem, a na deser zostawiam męża wegetarianina???

Do tej pory nie było źle, rok szkolny pozwalał mi na odżywianie dzieci porcjami: drugie śniadanie, obiad w szkole/przedszkolu. 

Za chwilę zaczynają się wakacje i mam zagwozdkę...

Nic to, będę ich odżywiać lodami, to lubią wszyscy :)

7 czerwca 2014

Powrót matki.....

Matka wyjechała. Na dwa dni. Na konferencję. 
Szczęśliwa jak szczypiorek, bo ojciec wreszcie został z całą trójką sam, zajmując się nimi zawrotne 36 h.
Konferencja minęła, matka spakowała manatki i dwie godziny później stanęła w drzwiach swego domostwa, uprzedzona, że jeszcze trochę pobędzie tam sama, bo ojciec zabrał dzieci na działkę.

Pierwsza myśl? 
Świetnie, odpalę ekspres do kawy, ubiję mleko w piankę, usiądę na kanapie i odpocznę (bo w końcu siedziało się te ileś godzin na sali konferencyjnej, potem w aucie, "zmęczona" jakoś jestem, noc w końcu też przespana, w części, bo w części, ale zawsze  :P)

Druga myśl? 
Zrobię potomkom i ich ojcu pyszne gofry, ucieszą się.....

Wchodzę do domu i dopadła mnie trzecia myśl. 
Ktoś nas napadł, wywrócił wszystko do góry nogami, rozbebeszył i uciekł, bo przecież u nas niczego wartościowego nie znajdzie (najwartościowsze moje skarby na działce oblewają się wodą...). 
Kawa? Gofry? Gdy wykopię tunel do kuchni...

Idę więc robić wykopaliska....

Miłej soboty :)