Mam w pracy koleżankę.
Starsza ode mnie, w zasadzie może lada chwila mieć własne wnuki. Z racji doświadczenia (dwoje własnych dzieci) straszy mnie często...
- ... bo te twoje dzieci takie bystre, w przyszłości bałabym się tej ich inteligencji...
Zawsze traktowałam to z uśmiechem, gada sobie, to niech gada... tiaaaaa.....
Któregoś dnia "motywuję" Młodą do sprzątania własnego pokoju
- Młoda, masz godzinę, potem wszystko, co będzie na podłodze znajdzie się w smieciach!
(gwoli wyjaśnienia- Młoda na hasło "sprzątanie" siada na krześle i zaczyna płakać, jaka to ona biedna jest, bo w jej WŁASNYM i -tylko- jej pokoju TAAAAAKI bałagan zamieszkał....)
- Mamo, to znaczy, że śmieci nie muszę sprzątać??
(ech... pokonana własną bronią się poczułam :)
c.d. "sprzątania"
Młoda zamknęła się w pokoju "bo jej Groszek przeszkadza"...
Idę do potwora, co by ją pochwalić, że dzielnie sprząta, bo nie ma jak motywacja, zwłaszcza jeśli dotyczy to Młodej.
Z niewiadomych dla mnie przyczyn moje średnie dziecię sprząta bez gadania...
Wchodzę do pokoju i parskam śmiechem (tym wewnętrznym).
Młoda siedzi na swoim łóżku i.... czyta książkę :)
Cofnęłam się w czasie i zobaczyłam siebie lat temu... ohohooooo i jeszcze kilka, gdy Niny rodzicielka ogłaszała sprzątanie własnego bałaganu...
A Strasznego Zwierza wspomnę przy najbliższej okazji, bo życie wzywa (znaczy się, obudziło się z drzemki)....