30 czerwca 2013

Plany planami a dzieci wiedzą swoje...

Od czwartku nasze dni wyglądają tak samo. Rano jest dobrze. Młoda czuje się świetnie ("świetnie" w jej wypadku powoduje we mnie stan miłości do niej "na zabój", czyli blisko uduszenia, bo jej się gadaczka nie zamyka, a tyłek zalicza ADHD).

 Potem jest popołudnie i gorączka rośnie. Nurofen i ... jest dobrze... 
Dalej wieczór i gorączka znów w górę.... 

Martwi mnie. Bo nie "uśmiecha" mi się jazda na wakacje z chorym dzieckiem... 
Mieliśmy jechać dziś, przełożyliśmy na jutro...

Szukam jasnowidza, który powie mi, kiedy nam się to uda... 

To ma być nasz pierwszy urlop z całą trójką, pierwszy wyjazdowy od trzech lat.... 


Zobaczymy, co jutro lekarz powie... Sobotnia wizyta, poza pytaniem "wie pani, którą mamą mówiącą o planach wakacyjnych jest dziś pani tu w gabinecie?
nie dała żadnej odpowiedzi... Niby nic się nie dzieje, a dziecko mi gorączkuje kolejny dzień...
P.S. Groszek dziś podreptał i cały dumny z siebie był, bo wszyscy się cieszyli :)

29 czerwca 2013

Młodszy ma głos

Leżą sobie rano w naszym łóżku Młoda i Młodszy. Oczywiście leżenie bez kłótni jest nudne...

- Mamo, a on dotyka mnie nogą!
- A ona na mnie chucha!
- Młodszy, nie machaj tak rękami!!
- Nie zabraniaj mi, mamo, niech ona mi nie zabrania, tylko ja mogę wszystkim ZABRONIAĆ!!!!!

Ponieważ wczoraj wieczorem miałam przypływ nagłej energii, postanowiłam go wykorzystać pożytecznie i umyć podłogi. I to był mój błąd, bo się dowiedziałam... 
Od Młodszego właśnie. 
Zła pani domu ze mnie, a już na pewno perfekcyjna-inaczej...

- Mamo, a kto przyjedzie do nas?
- Dlaczego ktoś miałby przyjeżdżać synku?
- Bo myjesz podłogi...

I próbuj tu coś zrobić...

****************

Groszek wszedł w fazę "porządków w szafach" w związku z tym nie nadążam z układaniem tego, co mały szkodnik z szafek wyrzuca... Swoją drogą, za dużo szpargałów tam zgromadziłam...

Zaczęliśmy urlop, tak więc na pewno wiemy jedno: nie wiemy, kiedy, i czy w ogóle uda nam się wyjechać, bo Młoda od dwóch dni gorączkuje... 

Zapowiada się urlop story, jak tak dalej pójdzie...

 I tak jest nieźle, bo Młodszy jak na razie tylko symuluje chorobę, a Groszek nawet nie wie, że może coś takiego zrobić... 

W chwili obecnej zajmuję się więc podawaniem nurofenu na zmianę z syropem miodowym (placebo dla symulanta, bo wolę to, niż tłumaczenie, dlaczego ZNOWU Młoda ma lepiej od niego???? No, dlaczego???)... W wolnej chwili jest jeszcze: mamo herbatkę, włącz Dzwoneczka, niech on się uciszy, daj wodę, mam ochotę na to, na to, na to.... Chyba już tęsknię do pracy....

28 czerwca 2013

Blondynka to stan umysłu, a nie kolor włosów...

No tak...
Kolorystycznie na mej szlachetnej głowie bywało różnie. Czasem szalałam mocno (Kate, pamiętasz?), acz blondu nie było nigdy... 
Więc- teoretycznie bliżej mi raczej do brunetki, niż blondynki...

Ale każde z nas wie, jaka jest różnica między teorią a praktyką??

Jadę ci ja sobie ostatnio do pracy. 
Co by zaparkować, muszę przejechać wzdłuż parkingu i zawrócić. Tak to sobie ktoś wymyślił. 
Turlam się więc najpiękniejszym-na-osiedlu zatopiona w myślach, nagle wzrok mój sokoli zaczepił się o coś... Coś, jakby znajomego... Po trudnych i długotrwałych procesach myślowych zaczynam kombinować:

-... o! moje auto, ale jakim cudem stoi na parkingu, skoro ja jeszcze nim jadę?????

Taaaaa.... Na parkingu stało, poza rejestracją, identyczne do najpiękniejszego-na-osiedlu autko, a ja niewyspana (a co? muszę jakoś się wytłumaczyć, hehe) wzięłam je za najpiękniejszego-na-osiedlu...

Teraz już wiem, skąd biorą się te wszystkie dowcipy: z życia :)
Tak więc blondynka (stanem umysłu, przynajmniej o 7.30 rano) życzy Wam miłego wieczoru :)

23 czerwca 2013

Miało być....

Się działo ostatnio... Wiele razy zabierałam się do pisania, ale okazuje się, że i przy komputerze dobrze się zasypia... W związku z tym w roboczych mam kilka rozpoczętych postów i nic poza tym...

A miało być:

 - o tym, jak Groszek z uporem maniaka realizuje swój niecny plan wyrzucenia za balkon wszystkiego, co się zmieści pod barierką. Przyłapany i zawrócony z drogi nie zraża się, tylko przegrupowuje siły i zaczyna od nowa, kończąc czyn złowieszczym " HA!!"

- o tym, że mały leń zrobił swój pierwszy krok, ale drugiego już nie chce... W zasadzie aż tak bardzo się nie martwię, bo raczkując ma przynajmniej zajęte ręce...

- o tym, jak moje małe morsiątko siedziałoby w jeziorze godzinami, a utrzymanie go poza wodą wywołuje niezłe wrażenia akustyczne... 
Może powinnam porozmawiać z agentem jakiegoś zespołu? Bon Jovi ostatnio grali, może chcieliby małego, wrzeszczącego berbecia? Chociaż z drugiej strony, on wrzeszczy tylko wtedy, gdy mu się zabiera "coś fajnego" np. pilota od telewizora, tak więc motywowanie go byłoby czasochłonne...

- o tym, że moja maleńka córeczka, kruszynka, hipochondryczka, którą wiecznie coś boli, a brat pozbawia co lepszych kąsków, właśnie oficjalnie ukończyła przedszkole (nieoficjalnie jeszcze troszkę tam pochodzi) i potupta we wrześniu do pierwszej klasy... I w związku z tym od września jedno dziecię będzie w szkole, drugie w przedszkolu a trzecie u niani... Cud-miód-i-orzeszki...

- o tym, jak w tej chwili patrzę na to, jak cała trójka turla się po naszym łóżku, gdzie starszaki próbują doprowadzić najmłodszego do łez z bezsilności, co w sumie jest u nas normą....

- o tym, że studia logistyczne mi niepotrzebne, bo ćwiczenia praktyczne zaliczam codziennie... I tak tylko jednego przedpołudnia muszę np. zabrać dwie trzecie moich dzieci, zawieźć je do dentystki, odwieźć jedno do babci, drugie do niani, sama pojechać do pracy, później: niania, babcia, sklep papierniczy, spożywczy i powrót do domu... Inne dni są nie gorsze... 
W sumie mogę już robić kursy dla tatusiów, którzy są zdziwieni "miałem zrobić obiad?? jak to?? przecież ja się dziećmi ZAJMOWAŁEM!!"

- wreszcie o Młodszym, który zaczyna błyskać humorem (gdy tylko siostra mu na to pozwoli, gaduła jedna). 
Siedzi sobie kiedyś Młodszy w samochodzie, jedziemy, ja zagaduję towarzystwo:
   - a Młodszy śpi? 
   - siedzę sobie cichutko...

Tak więc cichutko 
(tylko wirtualnie, bo w realu już po pierwszej awanturze) 
życzę Wam miłej niedzieli :) 

8 czerwca 2013

Miłość siostrzano - braterska

Z tą miłością jest różnie...

Każdy rodzic to wie.

Kłócą się. Biją. Gryzą i kopią. I mamują:
 " maaaaaaaaaaaaaaaaaaaaamoooooooooooooooooooooooooooo, a Młodszy......"
"maaaaaaaaaaaamooooooooooooooooooooo, a Młoda........"

Młoda jojczy, a jej brat biegnie na skargę...

Bo on ma więcej soczku, a ona większy kawałek kanapki...
Bo on leży na "jej" kawałku kanapy, a ona dotknęła go nogą...

On na przeprosiny "bo to było niechcący" krzyczy "ZA PÓŹNO!!!"...

Ale się kochają. Coraz częściej mają wspólne sekrety, coraz częściej zamykają się w pokoiku z komentarzem "mamo nie wchodź"...

Najbardziej "poszkodowany" ich miłością jest Groszek, bo Młodszy potrafi go odgórnie zablokować "przytulając" prawie do poziomu podłogi, a Młoda wciąga go, pomimo protestów na kolano i coś pokazuje... Groszek powoli zaczyna się bronić (a wibracje tej obrony wirują pod czaszką)...

O dziwo, na ogół zgadzają się przy bajkach (pod warunkiem, że wszystko jest po ich myśli). Najłatwiej jest z bajkami w komputerze, bo lecimy na zasadzie: jedna dla Młodej, jedna dla jej brata...

Nie tak dawno wieczorem usadzili się na kanapie, przed dobranocką i słyszę od mojej córy:

- Mamo, włącz coś Młodszemu, lubię go...

Wszyscy wiedzą, że można kogoś kochać, ale go nie lubić, prawda? :)

Miłej soboty Wam życzę

4 czerwca 2013

Trzydniowa imprezka z buntem dwulatka w tle

Minęło już 365 dni życia Groszka, a nawet o kilka więcej.
 Syn mi się postarzał (a może to ja bardziej??)... Jest rozkoszny- gada, paple, broi a nawet zaczyna objawiać swoje zdanie, co kojarzy mi się niezmiennie z buntem dwulatka, tylko dlaczego tak wcześnie?? Minął już rok, a ja zastanawiam się, kiedy?? No, kiedy to minęło i dlaczego tak szybko?

Na imprezkę dla rodziny zorganizowaną w ostatni czwartek, przyjechała m.in chrzestna mama Groszka z planem, by spędzić z nami "weekend". Cieszyłam się jak gwizdek na spacery, działkę, plażowanie... 
I?? 
I plany były, a wyszło jak zwykle. 

Urodzinki się udały, goście dopisali, prezentami bawiły się wszystkie dzieci prócz jubilata (nie dopchał się do nich po prostu :)). 
A w piątek wieczorem? 
W piątek wieczorem Nina ucieszyła się, że zaufała intuicji i nie przeniosła imprezy na sobotę. Gorączka... Sobota? Gorączka.... Niedziela... wiecie już, co? Regularna trzydniówka nam się przyplątała i uziemiła nas w domu... Czułam się jakbym miała karę, bo reszta plażowała i działkowała, a my spoglądaliśmy przez okno jak całe rodziny cieszyły się piękną pogodą spacerując...
Nie ma sprawiedliwości... 
Na szczęście to tylko krótka chwila, a poza tym bywa wesoło :)