16 maja 2013

Zgubił...

Wziął i zgubił... 
No, zgubił, przynajmniej tak mówi... 
Po siedmiu latach...
 Ech... 
Poszedł, zdjął, schował i wypadła...

Moja została bez pary... Już tęskni...

******************

Odkąd, podczas "naszej" trzeciej ciąży, Szczęściarz "nauczył" się nader przydatnej facetowi czynności, jaką jest prasowanie, robi to regularnie. Przynajmniej, jeśli chodzi o jego osobiste rzeczy. 

Odkąd nauczył się prasować, co dzień obserwuję, jak z uporem godnym maniaka prasuje przód koszuli, bo przecież ubiera marynarkę :)

Kilka dni temu w przypływie miłości do męża zaproponowałam, żeby zjadł spokojnie śniadanie, a ja zastąpię go przy desce. 
Wyprasowałam tradycyjnie przód (normalnie nie potrafię wykonać pracy w połowie. Albo robię wszystko, albo wcale. Ale, skoro "przykład idzie z góry"... Nawet, jeśli ta góra jest aż 3 cm wyższa :)
Wołam delikwenta, prezentuję koszulę i pytam, czy wystarczy. Spojrzał na mnie z niedowierzaniem i ledwie słyszalnym:

- No wiesz???????