21 kwietnia 2013

Zerwana ze smyczy

Kryzys mam ostatnio. Źle mi, bo jestem uwiązana, a do domu z pracy wracam tylko sprzątać, nawet z dziećmi nie mam czasu się pobawić... 
No i...
 NIE MAM CO NA SIEBIE WŁOŻYĆ!!!!!

A w zasadzie już co nieco mam, bo wczoraj "sprzedaliśmy" dzieci dziadkom i CAŁE 2 godziny spędziliśmy w galerii handlowej- ja, na zakupach, Szczęściarz w empiku (swoją drogą, kiedy wyrasta się z komiksów?). 

Trafiłam, bo wczoraj był TEN dzień i wszystko, absolutnie wszystko mi się podobało i, co ważniejsze, wszystkie ciuchy w moim rozmiarze pasowały na mnie i rozmiary te nie były zaniżone :)

Obkupiłam się na długi czas. A zważywszy na to, że ostatnie zakupy robiłam przed ciążą, Szczęściarz nie może narzekać, że ma rozrzutną żonę... 

Mam teraz tylko jeszcze jeden problem... 
Nie mam butów do nowych spodni i spódnicy... 

Na moje:
- Mam dwie rzeczy, do których nie mam żadnych butów...
Szczęściarz, Mistrz Ciętej Riposty rzucił:
- Oddaj jedną, zostanie ci tylko jedna bez butów...

Mam z tym odwieczny problem, bo 
1. jestem dość wysoka, więc obcas musi być z umiarem, 
2. moja stopa, rozmiar średniego kajaka, nie mieści się w to, co mi się podoba...

Poczułam się jak zerwana ze smyczy, nikt nie przeszkadzał, nie chciał niczego ode mnie, nie rozpraszał i nie jęczał "chodźmy wreszcie do domu!!!"...
Żyć, nie umierać....

Miłej niedzieli!

13 kwietnia 2013

Dowcip tygodnia

Czasem, bywa tak, że podczas spotkań wielu osób, gwar rozmów zagłusza wszystko. Bywają wtedy momenty, że na sekund kilka gwar zamiera. Znacie to? 

Zdarzyło się tak podczas pewnego spotkania rodzinnego. 
W jednym pokoju siedzieli dorośli, w drugim- dzieci. 
I w czasie momentu ciszy absolutnej (w pokoju dorosłych), słychać (z pokoju dzieci):
- ... a najbardziej to pierdzi... ciocia Ania!


Dawno, dawno temu, gdy miałam jeszcze czas dla siebie, przeczytałam ten dowcip. Długo potem go powtarzałam, bo śmieszył mnie. I nie tylko mnie.

Dlaczego akurat dziś sobie o nim przypomniałam ?

Po południu, gdy już wreszcie wygrzebaliśmy się z pieleszy, umościliśmy w fotelach i fotelikach autka, ustaliliśmy, kto śpi, a kto odpowiada na mądre i mądre-inaczej pytania taty, wybraliśmy się na spacer i obiad na starówkę do ulubionej wegetariańskiej knajpki. 
Po serii pytań o to: kto? co? dlaczego? Szczęściarz zadaje pytanie, oczekując, że odpowiedź na nie będzie tradycyjna (Młoda! Młodszy!):

- A kto puszcza najgłośniejsze bąki?

- BA-BA!

Padło z ust.... Groszka :)

Dowcipne dziecię nam rośnie :)

12 kwietnia 2013

Wzięło mnie dziś....

I tak nostalgicznie się zrobiło...

Bo Młoda zgubiła dziś definitywnie swój pierwszy ząb (że bujał się jej już drugi miesiąc, ale ruszyć nie pozwoliła, aż stałe zęby zaczęły wychodzić swoją koleją, nie wspomnę). 

A ja pamiętam, jak się jej wyrżnął... 

Jak zgrzytała nim w górną dwójkę, z którą normalnie nawet się nie stykał.... 

Jak robiła nim ślady na krawędziach łóżeczka, które to ślady pogłębia teraz jej najmłodszy brat... 


Szczęściarz nie byłby sobą, gdyby nie skomentował tego faktu po swojemu:

- Teraz jeszcze pierwsza miesiączka, strata cnoty i jest dorosła...

A ja patrzę na moją małą córeczkę i nie wiem, kiedy mi ten czas minął... Dobrze, że jeszcze dużo tych "pierwszych" przede mną... 
A teraz idę Wróżce Zębuszce czerwony dywan rozłożyć :)))

10 kwietnia 2013

Kabelmajster i spółka

Dzieci w przedszkolu zrobiły piękne palmy, mieliśmy więc pójść z nimi do kościoła w Palmową Niedzielę. Z racji tego, że jedna trzecia dzieci wymiotowała pół soboty, nie szła z nami w niedzielę. Druga trzecia spała, bo to jego pora spania. Z palmą pomaszerował więc tylko Młodszy.
 Jakoś tak się stało, że przespał u mnie na rękach całą mszę. Po wyjściu z kościoła sprawdzam, czy tylko udawał, bo niedawno udowodnił, że "przez sen" słyszy wszystko dokładniej, nasze gumowe ucho.

- Synku, a ty słyszałeś co ksiądz mówił?
- Taaaa... przeszkadzał mi...

********************

Młoda uderzyła się w coś, nie ma znaczenia, w co, bo wszystkie tego typu kontuzje kończą się tak samo. Moja córa jest jęczydłem do potęgi. Zaczęła zatem prezentować swoje, ćwiczone codziennie aż do perfekcji, umiejętności. Na to jej brat wyskoczył z "pocieszeniem":

- Młoda, nie martw się, taki los dzieci... :)




A "kabelmajster" to Groszek, który z uporem maniaka stara się wytropić wszystkie kable, kabelki i kabelusie w domu i je polizać :P, jednocześnie uciekając z krzykiem przed nadmierną miłością ze strony rodzeństwa...
 Aż chce się powiedzieć "taki los dzieci" ...

7 kwietnia 2013

Z nadmiaru zmęczenia...

A może niedoczasu? Hmmm... Zważywszy na fakt, iż dziecię moje najmłodsze, Groszkiem szumnie przezwane, Sowo- skowronkiem powinno być ochrzczone, gdyż jedyny czas, gdy względnie spokojnie śpi, to południe dnia powszedniego, nie mylić z dniem weekendowym... Chyba, że niania ściemnia i łobuz wcale nie sypia...

Tak więc w nocy ja sypiam na akord, z przerwami co półtorej godziny, gdzie ostatnia przerwa przewidziana jest zwykle circa czterdzieści minut przed budzikiem i wtedy zwykle waham się czy ratować sen czy wqrzać się na budzik po tym, gdy ledwo co zamknę oko...

Skutek? Baterie kończą mi się około 19, reszta potomków idzie spać po 20...

W tak zwanym międzyczasie przeżyliśmy Wielkie Przenosiny Młodszego do swojego ( i Groszka) nowego pokoju (żegnaj sypialnio :((((( ...., który całkiem przez przypadek niechcący stał się jego pokojem, 
Święta Wielkanocne, które w tym roku stały się dniami, w których, zamiast "wesołych świąt" słyszałam częściej "mamooooooooooooooooooooooooooooooooo, ucho booooooooooooooooooooooliiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii", co jak łatwo zgadnąć zwiastuje zapalenie ucha i, niestety, antybiotyk....

A poza tym moje życie coraz częściej zaczyna dostosowywać się do dwóch słów: nie ogarniam... I nie podoba mi się ten stan... Czas coś zmienić...