30 kwietnia 2012

Czas..... tak ulotny, gdy chcemy go zatrzymać, a tak ślamazarny, gdy na coś czekamy...

Sześć lat temu nie wszystko "poszło" tak, jak to sobie zaplanowaliśmy. Później już wszystko zdawało się łatwiejsze...
Wiem jedno, nie żałuję tych lat i proszę o więcej, jak to powiedział chciwiec chcący się leczyć "dużo, dużo, dużo...." 
Bo w życiu piękne są tylko chwile i na nie czekam, starając się nie uronić ani jednej...

Przełom kwietnia i maja to dla nas czas imprezowo- rocznicowo- urodzinowy. Począwszy od wczoraj, na piątku skończywszy- co dzień coś (skorzystam z okazji- Kate, dziękuję, już Ty wiesz za co :))). 

Uciekam teraz robić tort dla najlepszego z mężów, choć pogoda na spacer wzywa (skorzystałam z komentarzy pod ostatnim postem i od kilku dni więcej mnie w domu nie ma, niż jestem, a okna? No cóż, okna nie uciekną. Szczęściarz wziął się sposobem wykpił- zlecił znalezienie kogoś, kto za odpowiednią motywacją je umyje, a on osobiście woli na to zarobić niż zrobić :))

Dzieciaki ostatnio nas rozbrajają, gdy stwierdzają np., że:

- Tato, czasem mamę warto posłuchać, bo jest... mądrzejsza! 

(to Młoda vel Magdalenka, która zupełnie nie motywowana przez mamę wymyśla takie sentencje, a ostatnio stwierdziła, że została skrzywdzona przez rodziców, którzy zupełnie bezpodstawnie nadali jej jedno tylko imię i dlatego ona sama musi znaleźć sobie drugie :)

Sytuacja śniadaniowa:

- Co chcesz na śniadanie Młoda?
- Obojętnie...  (byle to były płatki z mlekiem, to w domyśle)
- Młodszy, a ty?
- Ja też obojętnie! Mamo? A co to jest obojętnie?

Nie nudno nam tu... Miłego dnia Wam życzę :)

26 kwietnia 2012

Mieszane uczucia...

Przeczytał onegdaj Szczęściarz o zjawisku ciążowym pt.: "syndrom wicia gniazda" i w każdej ciąży, gdy tylko słyszy:
trzeba zrobić to, kupić to, nie mamy czasu, bo.....
dobija mnie tym terminem. A ja, spokojny żuczek o wymiarach małego wieloryba, chcę po prostu porządek sobie w domu zafundować, czy kanapę nową, o którą walczę już od jesieni... Nie, żebym tak mocno z własnym mężem walczyła, raczej z niedoborem na rynku tego, co pasuje nam do salonu i co obojgu się spodoba...

Syndrom zaś, gniazda, u mnie, objawia się chęcią siedzenia w owym gnieździe i myślą "oby się wszystko samo zrobiło", co niestety w przyrodzie (z wyjątkiem wyjątkowego bałaganu) się nie zdarza.....

I dlatego mam dziś mieszane uczucia: 

umyć w końcu po zimie te brudne okna czy olać wszystko i uciec z domu?

Wszystko mi mówi, że powinnam je w końcu umyć, ale misiowy nastrój (mi sie nie chce.........) powoduje potrzebę wyjścia z domu. 

Chyba rzucę monetą...

Orzeł czy reszka?


23 kwietnia 2012

Kurier dzwoni raz, ale niektórzy są nad wyraz upierdliwi...

Odkąd mnie uziemiła i do domu wysłała prowadząca mnie lekarka, zajmuję się pasjonującymi czynnościami. Należą do nich m.in. codzienne spacery do domofonu w celu odpowiedzi na nader ciekawe pytanie:

- Tu kurier, mam paczkę dla sąsiadów z mieszkania nr. ...... (tu należy wybrać dowolny nr od 1 do 12), odbierze pani?

Ewentualnie:

- Może pani otworzyć? Ulotki przyniosłem!

Doprowadzają mnie tym do szewskiej pasji, zwłaszcza roznosiciele ulotek, bo przy drzwiach wejściowych wisi na ścianie kosz z przegródkami na wszelkiej maści ulotki... Tyle tytułem wstępu.

Rzecz miała miejsce kilka dni temu. Jak co dzień dzwoni domofon.

- Słucham?
- Ulotki przyniosłem, proszę otworzyć!

(głos jakby znajomy, ale nasz domofon ma w zwyczaju przerywać ewentualnie trzeszczeć, więc nie próbuję się sugerować "jakby" znajomym głosem)

- Przy drzwiach wisi kosz, proszę je tam włożyć!
- Proszę otworzyć!
- Nie, do widzenia!

Wracam do absorbującej moją uwagę, nader ważnej dla mnie czynności, jaką jest zmywanie naczyń i słyszę dzwonek. O, nie! Nie będę dyskutować z upierdliwcem!! Nie reaguję, dalej oddaję się zmywaniu. Kolejna seria dzwonków trwa co najmniej minutę, w końcu nie wytrzymuję i wracam do przedpokoju z Q@!#@!%&^ (znaczy się, miłymi słowami cisnącymi się na me usta :)

- Myśli pan, że jak będzie bezczelny, to wpuszczę pana na klatkę schodo....
- Ninka, wpuść, to ja, Szczęściarz!

I słyszę kulającego się ze śmiechu, własnego, poślubionego ładnych kilka lat temu męża, który oczywiście własne klucze w domu był zostawił...
Teraz mnie dopiero ciśnienie tętnicze trafiło i omal rodzić nie zaczęłam. Tylko przypadkowi zawdzięcza Szczęściarz, że go wpuściłam (palec mi się omsknął, gdy odwieszałam słuchawkę).

Tak to mniej więcej ojciec próbuje przyspieszyć pojawienie się na świecie swego najmłodszego potomka. W zasadzie mógłby być skuteczniejszy, bo mam już naprawdę dość własnej niemocy, a wszelkie próby jak do tej pory są zawodne, chociaż przyznać trzeba, że się chłopak stara, jak choćby ostatnio:

Siedzimy wieczorkiem, jakiś film w tv nas nawet zainteresował, dzieci śpią, więc w domku spokój, aż tu słyszę:

- A może byś się spakowała?

Zaskoczył mnie, zaczęłam się zastanawiać, gdzie też mnie mój absolutne-zaprzeczenie-romantyzmu mąż chce zaprosić, że muszę się spakować?

- A gdzieś wyjeżdżamy?
- Do szpitala!

No i szlag trafił nastrój, bo myśli wróciły na swój codzienny tok....... A ja tak się ucieszyłam :)))

17 kwietnia 2012

Życie się toczy, a ja wraz z nim...

Jak zepsuć humor żonie, będąc 300 km od domu? Mam w domu specjalistę... Wystarczy jedna (a raczej jej brak) rozmowa telefoniczna... Jak najłatwiej uziemić matkę dzieciom? Wystarczy zabrać fotelik dziecka w delegację... Po co dzieciom foteliki samochodowe?

Czasem zastanawiam się, czy przypadkiem za wiele nie wymagam? Wydaje mi się, że to drobiazgi, a dowiaduję się, że żyję w wyidealizowanym świecie, w którym kobieta nie jest sprzątaczką, kucharką, nianią, jest za to wiecznie uśmiechnięta, szczęśliwa i nie wymaga niczego, absolutnie niczego od zapracowanego męża, który musi przecież rozmawiać z całą masą ludzi w pracy, więc w domu oczekuje zrozumienia i tego, że nie będzie musiał słowa wypowiedzieć i, oczywiście zrobić niczego do końca dnia... Ehhh...

Na szczęście jest dużo młodszy przedstawiciel rodzaju męskiego, który nadrabia za tego większego.

Wstał dziś i od rana usłyszałam:
- Nie idę do przedszkola!
- Dlaczego?
- Nie jubie!
- A dlaczego nie lubisz?
- Brzuszek mnie boli, główka gorąca, o, tu... i mam alergię!

I tym sposobem mam w domu alergika... z alergią na przedszkole :)))


15 kwietnia 2012

Wiosna tego roku jakaś nieśmiała nam się trafiła...

Ciąża to dziwny stan- niby możesz przesypiać całą noc, a tego nie robisz, bo cierpisz na bezsenność, połączoną z notoryczną koniecznością anty-odleżynowego przekładania się z boku prawego, na ten drugi-prawy, co wiąże się z przebudzaniem co jakiś czas...
Nie lubię przez to mojego osobistego, ślubnego męża, bo kto to słyszał, iść spać ok. 1. nocą, budząc tym samym mnie, czyli swoją kochaną, przypominającą małego wieloryba, będącą na finiszu ciąży żonę i zmuszając ją do niespania do prawie, że świtu? I ma potem czelność zasypiać i chrapać mi do ucha, wpędzając mnie w stan permanentnej zazdrości, bo wiadomo, kto budzi się szybciej na poranne (dziś usłyszane na szczęście ok. ósmej- kochane dzieciaczki :))) "mamoooooooooooooooooooooo!!!!", więc szans na odespanie brak...
Dzięki wam, twórcy seriali, za kolejne sezony "Chirurgów"...

Wczorajszy przebłysk wiosny spowodował nasze przemieszczenie się wraz z progeniturami szt. 2 i rowerkami szt.2 na trasę, gdzie to oni zagrażali, a nie im groziło poszkodowanie wskutek wjechania w kogoś... Od razu dodaję, że nikt, poza spodniami Szczęściarza (na których pięknie odbił się ślad opony Młodej) nie ucierpiał wskutek wyścigu lewka z krokodylem...


Ponieważ w ciągu dnia przychodzi moment, w którym żołądki domagają się zapełnienia, pada hasło" obiad". I tak też było wczoraj. Podjeżdża do nas Młoda, Młodszy w tym czasie próbuje osiągnąć prędkość 3 machów.

- Głodni jesteśmy...
- Podjedź do brata i powiedz, że za chwilę pojedziemy coś zjeść.

Wracają oboje.

- Ok, to skręcamy w tą alejkę i jedziemy do samochodu.
- Mamo, tato, ale my ZATWIERDZILIŚMY, że wracamy tą alejką!

I bądź tu mądry i planuj sobie coś, skoro małolaty zatwierdzają coś zupełnie innego???


2 kwietnia 2012

O tym, jak to niechcący można dziecku prawdę powiedzieć.....

Kochany pamiętniczku, dziś postanowiliśmy z Młodszym rowerki obejrzeć. Dziecię me na trójkołowcu radzi sobie świetnie. Skończywszy lat trzy wyrósł już z niego, w związku z powyższym pojechaliśmy do dużego-sklepu-sportowego, co by rower "przymierzyć".
Nie wzięliśmy jedynie pod uwagę, że Młodszy zapali się do przymiarki, męskim sposobem weźmie, co mu pierwsze wpadnie w oko, dołączy osprzęt i oznajmi, że "to mi się podoba najbardziej i innego nie chcę".....
Jako rodzice wolelibyśmy mieć jakiś wybór (Młodszy pokazał, że tani nie jest, rower wraz z osprzętem kosztował jakieś 600 PLN), w związku z tym dalsza rozmowa wyglądała mniej więcej tak:

- Synku, teraz zostawimy rowerek i pojedziemy do drugiego sklepu, może jakiś fajniejszy rowerek tam na nas czeka...
- Ale ja chcę ten, on jest najlepszy!
- Młodszy, ale nie wzięliśmy z sobą pieniążków, nie możemy go dziś kupić!

(ja wiem, że okłamywanie dziecka nie jest dobre, ale może tam naprawdę coś fajniejszego będzie?)
- Ale ja chcę ten!!!

I tak przez kilka minut, aż "niechcący, przez przypadek" doszliśmy do wyjścia.

Drugi sklep, rowerków wybór duży, nic nam jednak się nie spodobało, bo przecież "tamten był najfajniejszy, mamo...", więc robimy planowe zakupy, w miarę szybko (jak na standardy Szczęściarza) jesteśmy przy kasie, zostawiam męża z zakupami, a sama z trójką dzieci (zaczynam się przyzwyczajać :))) siadam na ławce vis-a-vis kasy i nagle słyszę:

- Nina, wzięłaś jakąś kasę, bo ja nie mam?
- No przecież masz swoją kartę z dokumentami?
- Mam, ale... w domu ;)))))

I tym oto sposobem, kochany pamiętniczku nie okłamaliśmy dziecięcia, bo naprawdę bez złotówki (o dokumentach samochodu nie wspominając) na zakupy pojechaliśmy...

Poza powyższym, chciałam ci tylko powiedzieć jeszcze, że śnieg nas znowu zasypał, a ja się na to nie zgadzam, bo działka aż woła, by wyciągnąć huśtawkę ogrodową i wypić na niej pierwszą wiosenną kawkę z mlekiem w moim działkowym kubasie...