No właśnie... Skoro pracuję (weekendy mam wolne, więc nie codziennie) i niezmiennie sprawia mi to satysfakcję (gdyby jeszcze finansową, to byłaby już pełnia szczęścia...), to o czym mogę pisać? O potworzastych jasne... Tak więc monotematycznie...
... pochwalę się i ja (Kantadesko ty się chwaliłaś, dziś ja też będę :)). Moja starsza latorośl wzięła, jak większość jej grupy udział w konkursie plastycznym organizowanym przez naszą gminną bibliotekę i zdobyła wyróżnienie. A co! Wnuczka dwóch uzdolnionych plastycznie babć musiała coś po nich odziedziczyć!
Młodszy za to bryluje i zachwyca swoim zachowaniem (momentami, żeby nie było :)))
Dziś skoro świt (no bo kto wstaje o 6.03 w niedzielę?? tylko Młodszy i jego mama...) co by mieć chwilę jeszcze na drzemkę, poszłam mu włączyć bajkę- zdarza mu się jeszcze zasnąć na kanapie...
Kładzie się moje młodsze dziecko i mówi "dziękuję, mamo...". Jak tu nie być dumną z tak dobrze wychowanego dziecięcia?
Ale wszyscy rodzice wiedzą, że tak znów słodko cały czas nie jest.. Szczęściarz wychodzi rano z domu i sugeruje, że powinnam pójść do pokoju, w którym bawią się progenitury...
No cóż, przecież każdy kiedyś układał wieżę z wszystkich możliwych krzeseł i wspinał się na szczyt góry, prawda? Młoda udowodniła, że na błędach się, póki co, nie uczy, niestety... Wczoraj napędziła mi strachu po tym, jak wspięła się na kanapę i spadła z niej na plecy i głowę (wizja szpitala i wstrząśnienia mózgu była całkiem realna, na szczęście czuje się dobrze...), po czym dziś próbowała zwalić się, tym razem z krzesłowej wieży...
Życie rodziców nudne nie jest...
Na szczęście robię postępy w parzeniu kawy i dziś zrobiłam połączenie cappuccino i latte (dla niewtajemniczonych- moja wersja cappuccino z wielką ilością mleka i niewielką kawy, która mi ostatnio nie smakuje, choć przed ciążą ją uwielbiałam i piłam w dużych ilościach, choć bez wielkiej mocy...). Gdy tylko będę mogła pić kawę normalnej mocy, bójcie się wszyscy, którzy będziecie chcieli wypić wytwór mojego ekspresu...